forked from sgutowska/PanTadeusz12d
-
Notifications
You must be signed in to change notification settings - Fork 0
/
k3.html
885 lines (885 loc) · 45.5 KB
/
k3.html
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
392
393
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406
407
408
409
410
411
412
413
414
415
416
417
418
419
420
421
422
423
424
425
426
427
428
429
430
431
432
433
434
435
436
437
438
439
440
441
442
443
444
445
446
447
448
449
450
451
452
453
454
455
456
457
458
459
460
461
462
463
464
465
466
467
468
469
470
471
472
473
474
475
476
477
478
479
480
481
482
483
484
485
486
487
488
489
490
491
492
493
494
495
496
497
498
499
500
501
502
503
504
505
506
507
508
509
510
511
512
513
514
515
516
517
518
519
520
521
522
523
524
525
526
527
528
529
530
531
532
533
534
535
536
537
538
539
540
541
542
543
544
545
546
547
548
549
550
551
552
553
554
555
556
557
558
559
560
561
562
563
564
565
566
567
568
569
570
571
572
573
574
575
576
577
578
579
580
581
582
583
584
585
586
587
588
589
590
591
592
593
594
595
596
597
598
599
600
601
602
603
604
605
606
607
608
609
610
611
612
613
614
615
616
617
618
619
620
621
622
623
624
625
626
627
628
629
630
631
632
633
634
635
636
637
638
639
640
641
642
643
644
645
646
647
648
649
650
651
652
653
654
655
656
657
658
659
660
661
662
663
664
665
666
667
668
669
670
671
672
673
674
675
676
677
678
679
680
681
682
683
684
685
686
687
688
689
690
691
692
693
694
695
696
697
698
699
700
701
702
703
704
705
706
707
708
709
710
711
712
713
714
715
716
717
718
719
720
721
722
723
724
725
726
727
728
729
730
731
732
733
734
735
736
737
738
739
740
741
742
743
744
745
746
747
748
749
750
751
752
753
754
755
756
757
758
759
760
761
762
763
764
765
766
767
768
769
770
771
772
773
774
775
776
777
778
779
780
781
782
783
784
785
786
787
788
789
790
791
792
793
794
795
796
797
798
799
800
801
802
803
804
805
806
807
808
809
810
811
812
813
814
815
816
817
818
819
820
821
822
823
824
825
826
827
828
829
830
831
832
833
834
835
836
837
838
839
840
841
842
843
844
845
846
847
848
849
850
851
852
853
854
855
856
857
858
859
860
861
862
863
864
865
866
867
868
869
870
871
872
873
874
875
876
877
878
879
880
881
882
883
884
885
<h1>KSIĘGA TRZECIA<br>UMIZGI</h1>
<h2>Treść:</h2>
<h3>Wyprawa Hrabi na sad - Tajemnicza nimfa gęsi pasie -
Podobieństwo grzybobrania do przechadzki cieniów elizejskich - Gatunki grzybów -
Telimena w Świątyni dumania - Narady tyczące się postanowienia Tadeusza - Hrabia
pejzażysta - Tadeusza uwagi malarskie nad drzewami i obłokami - Hrabiego myśli o sztuce
- Dzwon - Bilecik - Niedźwiedź, Mospanie!</h3>
<div>
<p> </p>
<p>Hrabia wracał do siebie, lecz konia wstrzymywał,</p>
<p>Głową coraz w tył kręcił, w ogród się wpatrywał;</p>
<p>I raz mu się zdawało, że znowu z okienka</p>
<p>Błysnęła tajemnicza bieluchna sukienka</p>
<p>I coś lekkiego znowu upadło z wysoka,</p>
<p>I przeleciawszy cały ogród w mgnieniu oka,</p>
<p>Pomiędzy zielonymi świeciło ogórki:</p>
<p>Jako promień słoneczny, wykradłszy się z chmurki,</p>
<p>Kiedy śród roli padnie na krzemienia skibę</p>
<p>Lub śród zielonej łąki w drobną wody szybę.</p>
<p> </p>
<p>Hrabia zsiadł z konia, sługi odprawił do domu,</p>
<p>A sam ku ogrodowi ruszył po kryjomu;</p>
<p>Dobiegł wkrótce parkanu, znalazł w nim otwory</p>
<p>I wcisnął się po cichu jak wilk do obory;</p>
<p>Nieszczęściem, trącił krzaki suchego agrestu.</p>
<p>Ogrodniczka, jak gdyby zlękła się szelestu,</p>
<p>Oglądała się wkoło, lecz nic nie spostrzegła;</p>
<p>Przecież ku drugiej stronie ogrodu pobiegła.</p>
<p>A Hrabia bokiem, między wielkie końskie szczawie,</p>
<p>Między liście łopuchu, na rękach, po trawie,</p>
<p>Skacząc jak żaba, cicho, przyczołgał się blisko,</p>
<p>Wytknął głowę - i ujrzał cudne widowisko.</p>
<p> </p>
<p>W tej części sadu rosły tu i ówdzie wiśnie,</p>
<p>Śród nich zboże, w gatunkach zmieszanych umyślnie:</p>
<p>Pszenica, kukuruza, bob, jęczmień wąsaty,</p>
<p>Proso, groszek, a nawet krzewiny i kwiaty.</p>
<p>Domowemu to ptastwu taki ochmistrzyni</p>
<p>Wymyśliła ogródek: sławna gospodyni.</p>
<p>Zwała się Kokosznicka, z domu Jendykowi-</p>
<p>czówna; jej wynalazek epokę stanowi</p>
<p>W domowym gospodarstwie; dziś powszechnie znany,</p>
<p>Lecz w owych czasach jeszcze za nowość podany,</p>
<p>Przyjęty pod sekretem od niewielu osób,</p>
<p>Nim go wydał kalendarz, pod tytułem: <i>Sposób</p>
<p>Na jastrzębie i kanie, albo nowy środek</p>
<p>Wychowywania drobiu</i> - był to ów ogrodek.</p>
<p> </p>
<p>Jakoż zaledwie kogut, co odprawia warty,</p>
<p>Stanie i nieruchomie dzierżąc dziob zadarty,</p>
<p>I głowę grzebieniastą pochyliwszy bokiem,</p>
<p>Aby tym łacniej w niebo mógł celować okiem,</p>
<p>Dostrzeże wiszącego jastrzębia śród chmury,</p>
<p>Krzyknie - zaraz w ten ogród chowają się kury,</p>
<p>Nawet gęsi i pawie, i w nagłym przestrachu</p>
<p>Gołębie, gdy nie mogą schronić się na dachu.</p>
<p> </p>
<p>Teraz w niebie żadnego nie widziano wroga,</p>
<p>Tylko skwarzyła słońca letniego pożoga,</p>
<p>Od niej ptaki w zbożowym ukryły się lasku;</p>
<p>Tamte leżą w murawie, te kąpią się w piasku.</p>
<p> </p>
<p>Śród ptaszych głów sterczały główki ludzkie
małe,</p>
<p>Odkryte; włosy na nich krótkie, jak len białe;</p>
<p>Szyje nagie do ramion; a pomiędzy niemi</p>
<p>Dziewczyna głową wyższa, z włosami dłuższemi;</p>
<p>Tuż za dziećmi paw siedział i piór swych obręcze</p>
<p>Szeroko rozprzestrzenił w różnofarbną tęczę,</p>
<p>Na której główki białe, jak na tle obrazku,</p>
<p>Rzucone w ciemny błękit, nabierały blasku,</p>
<p>Obrysowane wkoło kręgiem pawich oczu</p>
<p>Jak wiankiem gwiazd, świeciły w zbożu jak w przezroczu,</p>
<p>Pomiędzy kukuruzy złocistymi laski</p>
<p>I angielską trawicą posrebrzaną w paski,</p>
<p>I szczyrem koralowym, i zielonym ślazem,</p>
<p>Których kształty i barwy mieszały się razem</p>
<p>Niby krata ze srebra i złota pleciona,</p>
<p>A powiewna od wiatru jak lekka zasłona.</p>
<p> </p>
<p>Nad gęstwą różnofarbnych kłosów i badylów</p>
<p>Wisiała jak baldakim jasna mgła motylów</p>
<p>Zwanych babkami, których poczwórne skrzydełka,</p>
<p>Lekkie jak pajęczyna, przejrzyste jak szkiełka,</p>
<p>Gdy w powietrzu zawisną, zaledwo widome,</p>
<p>I chociaż brzęczą, myślisz, że są nieruchome.</p>
<p> </p>
<p>Dziewczyna powiewała podniesioną w ręku</p>
<p>Szarą kitką, podobną do piór strusich pęku;</p>
<p>Nią zdała się oganiać główki niemowlęce</p>
<p>Od złotego motylów deszczu. W drugiej ręce</p>
<p>Coś u niej rogatego, złocistego świeci,</p>
<p>Zdaje się, że naczynie do karmienia dzieci,</p>
<p>Bo je zbliżała dzieciom do ust po kolei,</p>
<p>Miało zaś kształt złotego rogu Amaltei.</p>
<p> </p>
<p>Tak zatrudniona, przecież obracała głowę</p>
<p>Na pamiętne szelestem krzaki agrestowe,</p>
<p>Nie wiedząc, że napastnik już z przeciwnej strony</p>
<p>Zbliżył się, czołgając się jak wąż przez zagony;</p>
<p>Aż wyskoczył z łopucha. Spójrzała - stał blisko,</p>
<p>O cztery grzędy od niej, i kłaniał się nisko.</p>
<p>Już głowę odwróciła i wzniosła ramiona,</p>
<p>I zrywała się lecieć jak kraska spłoszona,</p>
<p>I już lekkie jej stopy wionęły nad liściem,</p>
<p>Kiedy dzieci, przelękłe podróżnego wniściem</p>
<p>I ucieczką dziewczyny, wrzasnęły okropnie;</p>
<p>Posłyszała, uczuła, że jest nieroztropnie</p>
<p>Dziatwę małą, przelękłą i samą porzucić:</p>
<p>Wracała wstrzymując się, lecz musiała wrócić,</p>
<p>Jak niechętny duch, wróżka przyzwany zaklęciem;</p>
<p>Przybiegła z najkrzykliwszym bawić się dziecięciem,</p>
<p>Siadła przy niem na ziemi, wzięła je na łono,</p>
<p>Drugie głaskała ręką i mową pieszczoną;</p>
<p>Aż się uspokoiły, objąwszy w rączęta</p>
<p>Jej kolana i tuląc główki jak pisklęta</p>
<p>Pod skrzydło matki. Ona rzekła: "Czy to pięknie</p>
<p>Tak krzyczeć? czy to grzecznie? Ten pan was się zlęknie.</p>
<p>Ten pan nie przyszedł straszyć; to nie dziad szkaradny.</p>
<p>To gość, dobry pan, patrzcie tylko, jaki ładny".</p>
<p> </p>
<p>Sama spójrzała: Hrabia uśmiechnął się mile</p>
<p>I widocznie był wdzięczen jej za pochwał tyle;</p>
<p>Postrzegła się, umilkła, oczy opuściła</p>
<p>I jako róży pączek cała się spłoniła.</p>
<p> </p>
<p>W istocie był to piękny pan: słusznej urody,</p>
<p>Twarz miał pociągłą, blade, lecz świeże jagody,</p>
<p>Oczy modre, łagodne, włos długi, białawy;</p>
<p>Na włosach listki ziela i kosmyki trawy,</p>
<p>Które Hrabia oberwał pełznąc przez zagony,</p>
<p>Zieleniły się jako wieniec rozpleciony.</p>
<p> </p>
<p>"O ty! - rzekł - jakimkolwiek uczczę cię
imieniem,</p>
<p>Bóstwem jesteś czy nimfą, duchem czy widzeniem!</p>
<p>Mów! własna-li cię wola na ziemię sprowadza,</p>
<p>Obca-li więzi ciebie na padole władza?</p>
<p>Ach, domyślam się - pewnie wzgardzony miłośnik,</p>
<p>Jaki pan możny albo opiekun zazdrośnik</p>
<p>W tym cię parku zamkowym jak zaklętą strzeże!</p>
<p>Godna, by o cię bronią walczyli rycerze,</p>
<p>Byś została romansów heroiną smutnych!</p>
<p>Odkryj mi, Piękna, tajnie twych losów okrutnych!</p>
<p>Znajdziesz wybawiciela - odtąd twem skinieniem,</p>
<p>Jak rządzisz sercem mojem, tak rządź mym ramieniem".</p>
<p>Wyciągnął ramię. </p>
<p>Ona z rumieńcem dziewiczym,</p>
<p>Ale z rozweselonym słuchała obliczem.</p>
<p>Jak dziecię lubi widzieć obrazki jaskrawe</p>
<p>I w liczmanach błyszczących znajduje zabawę,</p>
<p>Nim rozezna ich wartość, tak się słuch jej pieści</p>
<p>Z dźwięcznemi słowy, których nie pojęła treści.</p>
<p>Na koniec zapytała: "Skąd tu Pan przychodzi?</p>
<p>I czego tu po grzędach szuka Pan Dobrodzi?j?"</p>
<p> </p>
<p>Hrabia oczy roztworzył, zmieszany, zdziwiony,</p>
<p>Milczał, wreszcie, zniżając swej rozmowy tony:</p>
<p>"Przepraszam - rzekł - Panienko! Widzę, żem pomieszał</p>
<p>Zabawy! Ach, przepraszam, jam właśnie pośpieszał</p>
<p>Na śniadanie; już późno, chciałem na czas zdążyć;</p>
<p>Panienka wie, że drogą trzeba wkoło krążyć,</p>
<p>Przez ogród, zdaje mi się, jest do dworu prości?j".</p>
<p> </p>
<p>Dziewczyna rzekła: "Tędy droga Jegomości;</p>
<p>Tylko grząd psuć nie trzeba; tam między murawą</p>
<p>Ścieżka". - "W lewo - zapytał Hrabia - czy na prawo?"</p>
<p>Ogrodniczka, podniosłszy błękitne oczęta,</p>
<p>Zdawała się go badać, ciekawością zdjęta:</p>
<p>Bo dom o tysiąc kroków widny jak na dłoni,</p>
<p>A Hrabia drogi pyta? Ale Hrabia do ni?j</p>
<p>Chciał koniecznie coś mówić i szukał powodu</p>
<p>Rozmowy.</p>
<p>"Panna mieszka tu? blisko ogrodu?</p>
<p>Czy na wsi? Jak to było, żem Panny we dworze</p>
<p>Nie widział? Czy niedawno tu? przyjezdna może?"</p>
<p>Dziewczę wstrząsnęło głową. - "Przepraszam, Panienko,</p>
<p>Czy nie tam pokoj Panny, gdzie owe okienko?"</p>
<p> </p>
<p>Myślił zaś w duchu: Jeśli nie jest heroiną</p>
<p>Romansów, jest młodziuchną, prześliczną dziewczyną.</p>
<p>Zbyt często wielka dusza, myśl wielka ukryta</p>
<p>W samotności, jak róża śród lasów rozkwita;</p>
<p>Dosyć ją wynieść na świat, postawić przed słońcem,</p>
<p>Aby widzów zdziwiła jasnych barw tysiącem!</p>
<p> </p>
<p>Ogrodniczka tymczasem powstała w milczeniu,</p>
<p>Podniosła jedno dziecię źwisłe na ramieniu,</p>
<p>Drugie wzięła za rękę, a kilkoro przodem</p>
<p>Zaganiając jak gąski, szła dalej ogrodem.</p>
<p> </p>
<p>Odwróciwszy się rzekła: "Czy też Pan nie może</p>
<p>Rozbiegłe moje ptastwo wpędzić nazad w zboże?"</p>
<p>"Ja ptastwo pędzać?" - krzyknął Hrabia z zadziwieniem.</p>
<p>Ona tymczasem znikła, zakryta drzew cieniem.</p>
<p>Chwilę jeszcze z szpaleru przez majowe zwoje</p>
<p>Przeświecało coś na wskróś, jakby oczu dwoje.</p>
<p> </p>
<p>Samotny Hrabia długo jeszcze stał w ogrodzie;</p>
<p>Dusza jego, jak ziemia po słońca zachodzie,</p>
<p>Ostygała powoli, barwy brała ciemne;</p>
<p>Zaczął marzyć, lecz sny miał bardzo nieprzyjemne.</p>
<p>Zbudził się, sam nie wiedząc, na kogo się gniewał;</p>
<p>Niestety, mało znalazł! nadto się spodziewał!</p>
<p>Bo gdy zagonem pełznął ku owej pasterce,</p>
<p>Paliło mu się w głowie, skakało w nim serce;</p>
<p>Tyle wdzięków w tajemnej nimfie upatrywał,</p>
<p>W tyle ją cudów ubrał, tyle odgadywał!</p>
<p>Wszystko znalazł inaczej. Prawda, że twarz ładną,</p>
<p>Kibić miała wysmukłą, ale jak nieskładną!</p>
<p>A owa pulchność liców i rumieńca żywość,</p>
<p>Malująca zbyteczną, prostacką szczęśliwość!</p>
<p>Znak, że myśl jeszcze drzemie, że serce nieczynne.</p>
<p>I owe odpowiedzi, tak wiejskie, tak gminne!</p>
<p>"Po cóż się łudzić? - krzyknął - zgaduję po
czasie!</p>
<p>Moja nimfa tajemna pono gęsi pasie!"</p>
<p> </p>
<p>Z nimfy zniknieniem całe czarowne przezrocze</p>
<p>Zmieniło się: te wstęgi, te kraty urocze,</p>
<p>Złote, srebrne, niestety! więc to była słoma?</p>
<p> </p>
<p>Hrabia z załamanemi poglądał rękoma</p>
<p>Na snopek uwiązanej trawami mietlicy,</p>
<p>Którą brał za pęk strusich piór w ręku dziewicy.</p>
<p>Nie zapomniał naczynia: złocista konewka,</p>
<p>Ów różek Amaltei, była to marchewka!</p>
<p>Widział ją w ustach dziecka pożeraną chciwie:</p>
<p>Więc było po uroku! po czarach! po dziwie!</p>
<p> </p>
<p>Tak chłopiec, kiedy ujrzy cykoryi kwiaty,</p>
<p>Wabiące dłoń miękkiemi, lekkiemi bławaty,</p>
<p>Chce je pieścić, zbliża się, dmuchnie, i z podmuchem</p>
<p>Cały kwiat na powietrzu rozleci się puchem,</p>
<p>A w ręku widzi tylko badacz zbyt ciekawy</p>
<p>Nagą łodygę szarozielonawej trawy.</p>
<p> </p>
<p>Hrabia wcisnął na oczy kapelusz i wracał</p>
<p>Tamtędy, kędy przyszedł, ale drogę skracał,</p>
<p>Stąpając po jarzynach, kwiatach i agreście,</p>
<p>Aż przeskoczywszy parkan, odetchnął nareście!</p>
<p>Przypomniał, że dziewczynie mówił o śniadaniu;</p>
<p>Może już wszyscy wiedzą o jego spotkaniu;</p>
<p>W ogrodzie, blisko domu? może szukać wyślą?</p>
<p>Postrzegli, że uciekał? Kto wie, co pomyślą?</p>
<p>Więc wypadało wrócić. </p>
<p>Chyląc się u płotów,</p>
<p>Około miedz i zielska, po tysiącach zwrotów</p>
<p>Rad był przecież, że wyszedł w końcu na gościniec,</p>
<p>Który prosto prowadził na dworski dziedziniec.</p>
<p>Szedł przy płocie, a głowę odwracał od sadu,</p>
<p>Jak złodziej od śpichlerza, aby nie dać śladu,</p>
<p>Że go myśli nawiedzić albo już nawiedził.</p>
<p>Tak Hrabia był ostróżny, choć go nikt nie śledził;</p>
<p>Patrzył w stronę przeciwną ogrodu, na prawo.</p>
<p> </p>
<p>Był gaj z rzadka zarosły, wysłany murawą;</p>
<p>Po jej kobiercach, na wskroś białych pniów brzozowych,</p>
<p>Pod namiotem obwisłych gałęzi majowych,</p>
<p>Snuło się mnóstwo kształtów, których dziwne ruchy,</p>
<p>Niby tańce, i dziwny ubior: istne duchy</p>
<p>Błądzące po księżycu. Tamci w czarnych, ciasnych,</p>
<p>Ci w długich, rozpuszczonych szatach, jak śnieg jasnych;</p>
<p>Tamten pod kapeluszem jak obręcz szerokim,</p>
<p>Ten z gołą głową; inni, jak gdyby obłokiem</p>
<p>Obwiani, idąc, na wiatr puszczają zasłony,</p>
<p>Ciągnące się za głową jak komet ogony.</p>
<p>Każdy w innej postawie: ten przyrósł do ziemi,</p>
<p>Tylko oczyma kręci na dół spuszczonemi;</p>
<p>Ów patrząc wprost przed siebie, niby senny kroczy</p>
<p>Jak po linie, ni w prawo, ni w lewo nie zboczy;</p>
<p>Wszyscy zaś ciągle w różne schylają się strony</p>
<p>Aż do ziemi, jak gdyby wybijać pokłony.</p>
<p>Jeżeli się przybliżą albo się spotkają,</p>
<p>Ani mówią do siebie, ani się witają,</p>
<p>Głęboko zadumani, w sobie pogrążeni.</p>
<p>Hrabia widział w nich obraz elizejskich cieni,</p>
<p>Które chociaż boleściom, troskom niedostępne,</p>
<p>Błąkają się spokojne, ciche, lecz posępne.</p>
<p> </p>
<p>Któż by zgadnął, że owi, tak mało ruchomi,</p>
<p>Owi milczący ludzie - są nasi znajomi?</p>
<p>Sędziowscy towarzysze! z hucznego śniadania</p>
<p>Wyszli na uroczysty obrzęd grzybobrania.</p>
<p>Jako ludzie rozsądni, umieją miarkować</p>
<p>Mowy i ruchy swoje, aby je stosować</p>
<p>W każdej okoliczności do miejsca i czasu.</p>
<p>Dlatego, nim ruszyli za Sędzią do lasu,</p>
<p>Wzięli postawy tudzież ubiory odmienne:</p>
<p>Służące do przechadzki opończe płócienne,</p>
<p>Którymi osłaniają po wierzchu kontusze,</p>
<p>A na głowy słomiane wdziali kapelusze,</p>
<p>Stąd biali wyglądają jak czyscowe dusze.</p>
<p>Młodzież także przebrana, oprocz Telimeny</p>
<p>I kilku po francusku chodzących. </p>
<p> </p>
<p>Tej sceny</p>
<p>Hrabia nie pojął, nie znał wiejskiego zwyczaju,</p>
<p>Więc zdziwiony nieźmiernie biegł pędem do gaju.</p>
<p> </p>
<p>Grzybów było w bród: chłopcy biorą krasnolice,</p>
<p>Tyle w pieśniach litewskich sławione l i s i c e,</p>
<p>Co są godłem panieństwa, bo czerw ich nie zjada,</p>
<p>I dziwna; żaden owad na nich nie usiada.</p>
<p>Panienki za wysmukłym gonią b o r o w i k i e m,</p>
<p>Którego pieśń nazywa grzybów półkownikiem.</p>
<p>Wszyscy dybią na r y d z a; ten wzrostem skromniejszy</p>
<p>I mniej sławny w piosenkach, za to najsmaczniejszy,</p>
<p>Czy świeży, czy solony, czy jesiennej pory,</p>
<p>Czy zimą. Ale Wojski zbierał m u c h o m o r y.</p>
<p> </p>
<p>Inne pospólstwo grzybów pogardzone w braku</p>
<p>Dla szkodliwości albo niedobrego smaku,</p>
<p>Lecz nie są bez użytku: one zwierza pasą</p>
<p>I gniazdem są owadów, i gajów okrasą.</p>
<p>Na zielonym obrusie łąk jako szeregi</p>
<p>Naczyń stołowych sterczą: tu z krągłymi brzegi</p>
<p>S u r o j a d k i srebrzyste, żółte i czerwone,</p>
<p>Niby czareczki rożnem winem napełnione;</p>
<p>K o ź l a k, jak przewrocone kubka dno wypukłe,</p>
<p>L e j k i, jako szampańskie kieliszki wysmukłe,</p>
<p>B i e 1 a k i krągłe, białe, szerokie i płaskie,</p>
<p>Jakby mlekiem nalane filiżanki saskie,</p>
<p>I kulista, czarniawym pyłkiem napełniona</p>
<p>P u r c h a w k a, jak pieprzniczka - zaś innych imiona</p>
<p>Znane tylko w zajęczym lub wilczym języku,</p>
<p>Od ludzi nie ochrzczone; a jest ich bez liku.</p>
<p>Ni wilczych, ni zajęczych nikt dotknąć nie raczy,</p>
<p>A kto schyla się ku nim, gdy błąd swój obaczy,</p>
<p>Zagniewany, grzyb złamie albo nogą kopnie;</p>
<p>Tak szpecąc trawę, czyni bardzo nieroztropnie.</p>
<p> </p>
<p>Telimena ni wilczych, ni ludzkich nie zbiera.</p>
<p>Roztargniona, znudzona, dokoła spoziera</p>
<p>Z głową w górę zadartą. Więc pan Rejent w gniewie</p>
<p>Mówił o niej, że grzybów szukała na drzewie;</p>
<p>Asesor ją złośliwiej równał do samicy,</p>
<p>Która miejsca na gniazdo szuka w okolicy.</p>
<p> </p>
<p>Jakoż zdała się szukać samotności, ciszy,</p>
<p>Oddalała się z wolna od swych towarzyszy</p>
<p>I szła lasem na wzgórek pochyło wyniosły,</p>
<p>Ocieniony, bo drzewa gęściej na nim rosły.</p>
<p>W środku szarzał się kamień; strumień spod kamienia</p>
<p>Szumiał, tryskał i zaraz, jakby szukał cienia,</p>
<p>Chował się między gęste i wysokie zioła,</p>
<p>Które wodą pojone bujały dokoła;</p>
<p>Tam ów bystry swawolnik, spowijany w trawy</p>
<p>I liściem podesłany, bez ruchu, bez wrzawy,</p>
<p>Niewidzialny i ledwie dosłyszany szepce,</p>
<p>Jako dziecię krzykliwe złożone w kolebce,</p>
<p>Gdy matka nad nim zwiąże firanki majowe</p>
<p>I liścia makowego nasypie pod głowę.</p>
<p>Miejsce piękne i ciche; tu się często schrania</p>
<p>Telimena, zowiąc je Ś w i ą t y n i ą d u m a n i a.</p>
<p> </p>
<p>Stanąwszy nad strumieniem, rzuciła na trawnik</p>
<p>Z ramion swój szal powiewny, czerwony jak krwawnik,</p>
<p>I podobna pływaczce, która do kąpieli</p>
<p>Zimnej schyla się, nim się zanurzyć ośmieli,</p>
<p>Klęknęła i powoli chyliła się bokiem;</p>
<p>Wreszcie, jakby porwana koralu potokiem,</p>
<p>Upadła nań i cała wzdłuż się rozpostarła,</p>
<p>Łokcie na trawie, skronie na dłoniach oparła,</p>
<p>Z głową w dół skłonioną; na dole, u głowy,</p>
<p>Błysnął francuskiej książki papier welinowy;</p>
<p>Nad alabastrowymi stronicami księgi</p>
<p>Wiły się czarne pukle i różowe wstęgi.</p>
<p> </p>
<p>W szmaragdzie bujnych traw, na krwawnikowym szalu,</p>
<p>W sukni długiej, jak gdyby w powłoce koralu,</p>
<p>Od której odbijał się włos z jednego końca,</p>
<p>Z drugiego czarny trzewik, po bokach błyszcząca</p>
<p>Śnieżną pończoszką, chustką, białością rąk, lica,</p>
<p>Wydawała się z dala jak pstra gąsienica,</p>
<p>Gdy wpełźnie na zielony liść klonu.</p>
<p> </p>
<p>Niestety!</p>
<p>Wszystkie tego obrazu wdzięki i zalety</p>
<p>Darmo czekały znawców; nikt nie zważał na nie,</p>
<p>Tak mocno zajmowało wszystkich grzybobranie.</p>
<p>Tadeusz przecież zważał i w bok strzelał okiem,</p>
<p>I nie śmiejąc iść prosto, przysuwał się bokiem.</p>
<p>Jak strzelec, gdy w ruchomej gałęzistej szopie</p>
<p>Usiadłszy na dwóch kołach podjeżdża na dropie,</p>
<p>Albo na siewki idąc, przy koniu się kryje,</p>
<p>Strzelbę złoży na siodle lub pod końską szyję,</p>
<p>Niby to bronę włóczy, niby jedzie miedzą,</p>
<p>A coraz się przybliża, kędy ptaki siedzą:</p>
<p>Tak skradał się Tadeusz.</p>
<p>Sędzia czaty zmieszał</p>
<p>I przeciąwszy mu drogę, do źródła pośpieszał.</p>
<p>Z wiatrem igrały białe poły szarafana</p>
<p>I wielka chustka w pasie końcem uwiązana;</p>
<p>Słomiany, podwiązany kapelusz od ruchu</p>
<p>Nagłego chwiał się z wiatrem jako liść łopuchu,</p>
<p>Spadając to na barki, to znowu na oczy;</p>
<p>W ręku ogromna laska: tak pan Sędzia kroczy.</p>
<p>Schyliwszy się i ręce obmywszy w strumieniu,</p>
<p>Usiadł przed Telimeną na wielkim kamieniu</p>
<p>I wsparłszy się oburącz na gałkę słoniową</p>
<p>Trzciny ogromnej, z taką ozwał się przemową:</p>
<p> </p>
<p>"Widzi Aśćka, od czasu jak tu u nas gości</p>
<p>Tadeuszek, niemało mam niespokojności;</p>
<p>Jestem bezdzietny, stary; ten dobry chłopczyna</p>
<p>Wszak to moja na świecie pociecha jedyna,</p>
<p>Przyszły dziedzic fortunki mojej. Z łaski nieba</p>
<p>Zostawię mu kęs niezły szlacheckiego chleba;</p>
<p>Już mu też czas obmyśleć los, postanowienie;</p>
<p>Ale zważaj no Aśćka moje utrapienie!</p>
<p>Wiesz, że pan Jacek, brat mój, Tadeusza ociec,</p>
<p>Dziwny człowiek, zamiarów jego trudno dociec:</p>
<p>Nie chce wracać do kraju, Bóg wie gdzie się kryje,</p>
<p>Nawet nie chce synowi oznajmić, że żyje,</p>
<p>A ciągle nim zarządza. Naprzód w legijony</p>
<p>Chciał go posyłać; byłem okropnie zmartwiony.</p>
<p>Potem zgodził się przecie, by w domu pozostał</p>
<p>I żeby się ożenił. Jużbyć żony dostał;</p>
<p>Partyję upatrzyłem; nikt z obywateli</p>
<p>Nie wyrówna z imienia ani z parenteli</p>
<p>Podkomorzemu; jego starsza córka Anna</p>
<p>Jest na wydaniu, piękna i posażna panna.</p>
<p>Chciałem zagaić". </p>
<p>Na to Telimena zbladła,</p>
<p>Złożyła książkę, wstała nieco i usiadła.</p>
<p> </p>
<p>"Jak mamę kocham - rzekła - czy to, Panie Bracie,</p>
<p>Jest w tym sens jaki? Czy wy Boga w sercu macie?</p>
<p>To myślisz Tadeusza zostać dobrodziejem,</p>
<p>Jeśli młodego chłopca zrobisz grykosiejem!</p>
<p>Świat mu zawiążesz! Wierz mi, kląć was kiedyś będzie!</p>
<p>Zakopać taki talent w lasach i na grzędzie!</p>
<p>Wierz mi, ile poznałam, pojętne to dziecię,</p>
<p>Warto, żeby na wielkim przetarło się świecie;</p>
<p>Dobrze Brat zrobi, gdy go do stolicy wyśle;</p>
<p>Na przykład do Warszawy? lub wie Brat, co myślę,</p>
<p>Żeby do Peterburka? Ja pewnie tej zimy</p>
<p>Pojadę tam dla sprawy; razem ułożymy,</p>
<p>Co zrobić z Tadeuszem; znam tam wiele osób,</p>
<p>Mam wpływy: to najlepszy kreacyi sposób.</p>
<p>Za mą pomocą znajdzie wstęp w najpierwsze domy,</p>
<p>A kiedy będzie ważnym osobom znajomy,</p>
<p>Dostanie urząd, order; wtenczas niech porzuci</p>
<p>Służbę, jeżeli zechce, niech do domu wróci,</p>
<p>Mając już i znaczenie, i znajomość świata.</p>
<p>I cóż Brat myśli o tem?" </p>
<p>"Jużci, w młode lata -</p>
<p>Rzekł Sędzia - nieźle chłopcu trochę się przewietrzyć,</p>
<p>Obejrzeć się na świecie, między ludźmi przetrzeć.</p>
<p>Ja za młodu niemało świata objechałem:</p>
<p>Byłem w Piotrkowie, w Dubnie, to za trybunałem</p>
<p>Jadąc jako palestrant, to własne swe sprawy</p>
<p>Forytując, jeździłem nawet do Warszawy.</p>
<p>Człek niemało skorzystał! Chciałbym i synowca</p>
<p>Wysłać pomiędzy ludzie, prosto jak wędrowca,</p>
<p>Jak czeladnika, który terminuje lata,</p>
<p>Ażeby nabył trochę znajomości świata.</p>
<p>Nie dla rang ni orderów! Proszę uniżenie,</p>
<p>Ranga moskiewska, order, cóż to za znaczenie?</p>
<p>Któryż to z dawnych panów, ba, nawet dzisiejszych,</p>
<p>Między szlachtą w powiecie nieco zamożniejszych,</p>
<p>Dba o podobne fraszki? Przecież są w estymie</p>
<p>U ludzi, bo szanujem w nich ród, dobre imię</p>
<p>Albo urząd, lecz ziemski, przyznany wyborem</p>
<p>Obywatelskim, nie zaś czyimś tam faworem".</p>
<p> </p>
<p>Telimena przerwała: "Jeśli Brat tak myśli,</p>
<p>Tem lepiej, więc go jako wojażera wyślij".</p>
<p>"Widzi Siostra - rzekł Sędzia, skrobiąc smutnie głowę -</p>
<p>Chciałbym bardzo, cóż, kiedy mam trudności nowe!</p>
<p>Pan Jacek nie wypuszcza z opieki swej syna</p>
<p>I przysłał mi tu właśnie na kark bernardyna</p>
<p>Robaka, który przybył z tamtej strony Wisły;</p>
<p>Przyjaciel brata, wszystkie wie jego zamysły;</p>
<p>A więc o Tadeusza już wyrzekli losie</p>
<p>I chcą, by się ożenił, aby pojął Zosię,</p>
<p>Wychowankę Wać Pani; oboje dostaną,</p>
<p>Oprocz fortunki mojej, z łaski Jacka wiano</p>
<p>W kapitałach; wiesz Aśćka, że ma kapitały,</p>
<p>I z łaski jego mam też fundusz prawie cały,</p>
<p>Ma więc prawo rozrządzać. - Aśćka pomyśl o tem,</p>
<p>Żeby się to zrobiło z najmniejszym kłopotem.</p>
<p>Trzeba ich z sobą poznać. Prawda, bardzo młodzi,</p>
<p>Szczególnie Zosia mała, lecz to nic nie szkodzi;</p>
<p>Czas by już Zośkę wreszcie wydobyć z zamknięcia,</p>
<p>Bo wszakci to już pono wyrasta z dziecięcia".</p>
<p> </p>
<p>Telimena, zdziwiona i prawie wylękła,</p>
<p>Podnosiła się coraz, na szalu uklękła;</p>
<p>Zrazu słuchała pilnie, potem dłoni ruchem</p>
<p>Przeczyła, ręką żwawo wstrząsając nad uchem,</p>
<p>Odpędzając jak owad nieprzyjemne słowa</p>
<p>Na powrót w usta mówcy. </p>
<p>"A! a! to rzecz nowa!</p>
<p>Czy to Tadeuszowi szkodzi, czy nie szkodzi -</p>
<p>Rzekła z gniewem - sądź o tem sam Wać Pan
Dobrodzi?j!</p>
<p>Mnie nic do Tadeusza; sami o nim radźcie,</p>
<p>Zróbcie go ekonomem lub w karczmie posadźcie,</p>
<p>Niech szynkuje lub z lasu niech źwierzynę znosi;</p>
<p>Z nim sobie, co zechcecie, zróbcie; lecz do Zosi?</p>
<p>Co Wać Państwu do Zosi? Ja jej ręką rządzę,</p>
<p>Ja sama! Że pan Jacek dawał był pieniądze</p>
<p>Na wychowanie Zosi i że jej wyznaczył</p>
<p>Małą pensyjkę roczną, więcej przyrzec raczył,</p>
<p>Toć jej jeszcze nie kupił. Zresztą Państwo wiecie,</p>
<p>I dotąd jeszcze o tem wiadomo na świecie,</p>
<p>Że hojność Państwa dla nas nie jest bez powodu...</p>
<p>Winni coś Soplicowie dla Horeszków rodu".</p>
<p> </p>
<p>(Tej części mowy Sędzia słuchał z niepojętem</p>
<p>Pomieszaniem, żałością i widocznym wstrętem;</p>
<p>Jakby lękał się reszty mowy, głowę skłonił</p>
<p>I ręką potakując, mocno się zapłonił).</p>
<p> </p>
<p>Telimena kończyła: "Byłam jej piastunką,</p>
<p>Jestem krewną, jedyną Zosi opiekunką.</p>
<p>Nikt oprócz mnie nie będzie myślił o jej szczęściu".</p>
<p>"A jeśli ona szczęście znajdzie w tym zamęściu? -</p>
<p>Rzekł Sędzia wzrok podnosząc. - Jeśli Tadeuszka</p>
<p>Podoba?" - "Czy podoba? To na wierzbie
gruszka;</p>
<p>Podoba, nie podoba, a to mi rzecz ważna!</p>
<p>Zosia nie będzie, prawda, partyja posażna;</p>
<p>Ale też nie jest z lada wsi, lada szlachcianka,</p>
<p>Idzie z Jaśnie Wielmożnych, jest Wojewodzianka,</p>
<p>Rodzi się z Horeszkówny; małżonka dostanie!</p>
<p>Staraliśmy się tyle o jej wychowanie!</p>
<p>Chybaby tu zdziczała". </p>
<p>Sędzia pilnie słuchał,</p>
<p>Patrząc w oczy; zdało się, że się udobruchał,</p>
<p>Bo rzekł dosyć wesoło: "No, to i cóż robić!</p>
<p>Bóg widzi, szczerze chciałem interesu dobić;</p>
<p>Tylko bez gniewu; jeśli Aśćka się nie zgodzi,</p>
<p>Aśćka ma prawo; smutno - gniewać się nie godzi;</p>
<p>Radziłem, bo brat kazał; nikt tu nie przymusza;</p>
<p>Gdy Aśćka rekuzuje pana Tadeusza,</p>
<p>Odpisuję Jackowi, że nie z mojej winy</p>
<p>Nie dojdą Tadeusza z Zosią zaręczyny.</p>
<p>Teraz sam będę radzić; pono z Podkomorzym</p>
<p>Zagaimy swatostwo i resztę ułożym".</p>
<p> </p>
<p>Przez ten czas Telimena ostygła z zapału:</p>
<p>"Ja nic nie rekuzuję, Braciszku, pomału!</p>
<p>Sam mówiłeś, że jeszcze za wcześnie, zbyt młodzi-</p>
<p>Rozpatrzmy się, czekajmy, nic to nie zaszkodzi,</p>
<p>Poznajmy z sobą państwa młodych; będziem zważać;</p>
<p>Nie można szczęścia drugich tak na traf narażać.</p>
<p>Ostrzegam tylko wcześnie: niech Brat Tadeusza</p>
<p>Nie namawia, kochać się w Zosi nie przymusza,</p>
<p>Bo serce nie jest sługa, nie zna, co to pany,</p>
<p>I nie da się przemocą okuwać w kajdany".</p>
<p> </p>
<p>Zaczem Sędzia, powstawszy, odszedł zamyślony;</p>
<p>Pan Tadeusz z przeciwnej przybliżył się strony.</p>
<p>Udając, że szukanie grzybów tam go zwabia;</p>
<p>W tymże kierunku z wolna posuwa się Hrabia.</p>
<p> </p>
<p>Hrabia podczas Sędziego sporów z Telimeną</p>
<p>Stał za drzewami, mocno zdziwiony tą sceną;</p>
<p>Dobył z kieszeni papier i ołówek, sprzęty,</p>
<p>Które zawsze miał z sobą, i na pień wygięty</p>
<p>Rozpiąwszy kartkę, widać, że obraz malował,</p>
<p>Mówiąc sam z sobą: "Jakbyś umyślnie grupował:</p>
<p>Ten na głazie, ta w trawie, grupa malownicza!</p>
<p>Głowy charakterowe! Z kontrastem oblicza".</p>
<p> </p>
<p>Podchodził, wstrzymywał się, lornetkę przecierał,</p>
<p>Oczy chustką obwiewał i coraz spozierał:</p>
<p>"Miałożby to cudowne, śliczne widowisko</p>
<p>Zginąć albo zmienić się, gdy podejdę blisko?</p>
<p>Ten aksamit traw będzież to mak i botwinie?</p>
<p>W nimfie tej czyż obaczę jaką ochmistrzynię?"</p>
<p> </p>
<p>Choć Hrabia Telimenę już dawniej widywał</p>
<p>W domu Sędziego, w którym dosyć często bywał,</p>
<p>Lecz mało ją uważał; zadziwił się zrazu,</p>
<p>Rozeznając w niej model swojego obrazu.</p>
<p>Miejsca piękność, postawy wdzięk i gust ubrania</p>
<p>Zmieniły ją, zaledwie była do poznania.</p>
<p>W oczach świeciły jeszcze niezagasłe gniewy;</p>
<p>Twarz ożywiona wiatru świeżemi powiewy,</p>
<p>Sporem z Sędzią i nagłym przybyciem młodzieńców,</p>
<p>Nabrała mocnych, żywszych niż zwykle rumieńców.</p>
<p> </p>
<p>"Pani - rzekł Hrabia - racz mej śmiałości
darować,</p>
<p>Przychodzę i przepraszać, i razem dziękować.</p>
<p>Przepraszać, że jej kroków śledziłem ukradkiem,</p>
<p>I dziękować, że byłem jej dumania świadkiem;</p>
<p>Tyle ją obraziłem! Winienem jej tyle!</p>
<p>Przerwałem chwilę dumań: winienem ci chwile</p>
<p>Natchnienia! chwile błogie! potępiaj człowieka,</p>
<p>Ale sztukmistrz twojego przebaczenia czeka!</p>
<p>Na wielem się odważył, na więcej odważę!</p>
<p>Sądź!" - tu ukląkł i podał swoje peizaże.</p>
<p> </p>
<p>Telimena sądziła malowania proby</p>
<p>Tonem grzecznej, lecz sztukę znającej osoby;</p>
<p>Skąpa w pochwały, lecz nie szczędziła zachętu:</p>
<p>"Brawo - rzekła - winszuję, niemało talentu.</p>
<p>Tylko Pan nie zaniedbuj; szczególniej potrzeba</p>
<p>Szukać pięknej natury! O, szczęśliwe nieba</p>
<p>Krajów włoskich! różowe Cezarów ogrody!</p>
<p>Wy, klasyczne Tyburu spadające wody</p>
<p>I straszne Pauzylipu skaliste wydroże!</p>
<p>To, Hrabio, kraj malarzów! U nas, żal się Boże!</p>
<p>Dziecko muz, w Soplicowie oddane na mamki,</p>
<p>Umrze pewnie. Mój Hrabio, oprawię to w ramki</p>
<p>Albo w album umieszczę do rysunków zbiorku,</p>
<p>Które zewsząd skupiałam: mam ich dosyć w biorku".</p>
<p> </p>
<p>Zaczęli więc rozmowę o niebios błękitach,</p>
<p>Morskich szumach i wiatrach wonnych, i skał szczytach,</p>
<p>Mieszając tu i ówdzie, podróżnych zwyczajem,</p>
<p>Śmiech i urąganie się nad ojczystym krajem.</p>
<p> </p>
<p>A przecież wokoło nich ciągnęły się lasy</p>
<p>Litewskie! tak poważne i tak pełne krasy! -</p>
<p>Czeremchy oplatane dzikich chmielów wieńcem,</p>
<p>Jarzębiny ze świeżym pasterskim rumieńcem,</p>
<p>Leszczyna jak menada z zielonemi berły,</p>
<p>Ubranemi, jak w grona, w orzechowe perły;</p>
<p>A niżej dziatwa lesna: głóg w objęciu kalin,</p>
<p>Ożyna czarne usta tuląca do malin.</p>
<p>Drzewa i krzewy liśćmi wzięły się za ręce</p>
<p>Jak do tańca stające panny i młodzieńce</p>
<p>Wkoło pary małżonków. Stoi pośród grona</p>
<p>Para, nad całą leśną gromadą wzniesiona</p>
<p>Wysmukłością kibici i barwy powabem:</p>
<p>Brzoza biała, kochanka, z małżonkiem swym grabem.</p>
<p>A dalej, jakby starce na dzieci i wnuki,</p>
<p>Patrzą siedząc w milczeniu: tu sędziwe buki,</p>
<p>Tam matrony topole i mchami brodaty</p>
<p>Dąb, włożywszy pięć wieków na swój kark garbaty,</p>
<p>Wspiera się, jak na grobów połamanych słupach,</p>
<p>Na dębów, przodków swoich, skamieniałych trupach.</p>
<p> </p>
<p>Pan Tadeusz kręcił się nudząc niepomału</p>
<p>Długą rozmową, w której nie mógł brać udziału;</p>
<p>Aż gdy zaczęto sławić cudzoziemskie gaje</p>
<p>I wyliczać z kolei wszystkich drzew rodzaje:</p>
<p>Pomarańcze, cyprysy, oliwki, migdały,</p>
<p>Kaktusy, aloesy, mahonie, sandały,</p>
<p>Cytryny, bluszcz, orzechy włoskie, nawet figi,</p>
<p>Wysławiając ich kształty, kwiaty i łodygi -</p>
<p>Tadeusz nie przestawał dąsać się i zżymać,</p>
<p>Na koniec nie mógł dłużej od gniewu wytrzymać.</p>
<p> </p>
<p>Był on prostak, lecz umiał czuć wdzięk przyrodzenia</p>
<p>I patrząc w las ojczysty rzekł, pełen natchnienia:</p>
<p>"Widziałem w botanicznym wileńskim ogrodzie</p>
<p>Owe sławione drzewa rosnące na wschodzie</p>
<p>I na południu, w owej pięknej włoskiej ziemi;</p>
<p>Któreż równać się może z drzewami naszemi?</p>
<p>Czy aloes z długiemi jak konduktor pałki?</p>
<p>Czy cytryna, karlica z złocistemi gałki,</p>
<p>Z liściem lakierowanym, krótka i pękata</p>
<p>Jako kobieta mała, brzydka, lecz bogata?</p>
<p>Czy zachwalony cyprys, długi, cienki, chudy,</p>
<p>Co zdaje się być drzewem nie smutku, lecz nudy?</p>
<p>Mówią, że bardzo smutnie wygląda na grobie:</p>
<p>Jest to jak lokaj Niemiec we dworskiej żałobie,</p>
<p>Nie śmiejący rąk podnieść ani głowy skrzywić,</p>
<p>Aby się etykiecie niczem nie sprzeciwić.</p>
<p> </p>
<p>Czyż nie piękniejsza nasza poczciwa brzezina,</p>
<p>Która jako wieśniaczka, kiedy płacze syna,</p>
<p>Lub wdowa męża, ręce załamie, roztoczy</p>
<p>Po ramionach do ziemi strumienie warkoczy!</p>
<p>Niema z żalu, postawą jak wymownie szlocha!</p>
<p>Czemuż Pan Hrabia, jeśli w malarstwie się kocha,</p>
<p>Nie maluje drzew naszych, pośród których siedzi?</p>
<p>Prawdziwie, będą z Pana żartować sąsiedzi,</p>
<p>Że mieszkając na żyznej litewskiej równinie,</p>
<p>Malujesz tylko jakieś skały i pustynie".</p>
<p> </p>
<p>"Przyjacielu! - rzekł Hrabia - piękne
przyrodzenie</p>
<p>Jest formą, tłem, materią, a duszą natchnienie,</p>
<p>Które na wyobraźni unosi się skrzydłach,</p>
<p>Poleruje się gustem, wspiera na prawidłach.</p>
<p>Nie dość jest przyrodzenia, nie dosyć zapału,</p>
<p>Sztukmistrz musi ulecieć w sfery ideału!</p>
<p>Nie wszystko, co jest piękne, wymalować da się!</p>
<p>Dowiesz się o tem wszystkim z książek w swoim czasie.</p>
<p>Co się tycze malarstwa: do obrazu trzeba</p>
<p>Punktów widzenia, grupy, ansemblu i nieba,</p>
<p>Nieba włoskiego! Stąd też w kunszcie peizażów</p>
<p>Włochy były, są, będą, ojczyzną malarzów.</p>
<p>Stąd też, oprócz Brejgela, lecz nie Van der Helle,</p>
<p>Ale peizażysty (bo są dwaj Brejgele),</p>
<p>I oprócz Ruisdala, na całej północy</p>
<p>Gdzież był peizażysta który pierwszej mocy?</p>
<p>Niebios, niebios potrzeba!" </p>
<p>"Nasz malarz Orłowski -</p>
<p>Przerwała Telimena - miał gust Soplicowski.</p>
<p>(Trzeba wiedzieć, że to jest Sopliców choroba,</p>
<p>Że im oprócz Ojczyzny nic się nie podoba).</p>
<p>Orłowski, który życie strawił w Peterburku,</p>
<p>Sławny malarz (mam jego kilka szkiców w biórku),</p>
<p>Mieszkał tuż przy Cesarzu, na dworze, jak w raju,</p>
<p>A nie uwierzy Hrabia, jak tęsknił po kraju!</p>
<p>Lubił ciągle wspominać swej młodości czasy,</p>
<p>Wysławiał wszystko w Polszcze: ziemię, niebo, lasy..."</p>
<p> </p>
<p>"I miał rozum! - zawołał Tadeusz z zapałem. -</p>
<p>Te Państwa niebo włoskie, jak o niem słyszałem,</p>
<p>Błękitne, czyste, wszak to jak zamarzła woda!</p>
<p>Czyż nie piękniejsze stokroć wiatr i niepogoda?</p>
<p>U nas dość głowę podnieść: ileż to widoków!</p>
<p>Ileż scen i obrazów z samej gry obłoków!</p>
<p>Bo każda chmura inna: na przykład jesienna</p>
<p>Pełźnie jak żółw leniwa, ulewą brzemienna</p>
<p>I z nieba aż do ziemi spuszcza długie smugi</p>
<p>Jak rozwite warkocze, to są deszczu strugi;</p>
<p>Chmura z gradem jak balon szybko z wiatrem leci,</p>
<p>Krągła, ciemnobłękitna, w środku żółto świeci,</p>
<p>Szum wielki słychać wkoło. Nawet te codzienne,</p>
<p>Patrzcie Państwo, te białe chmurki, jak odmienne!</p>
<p>Zrazu jak stada dzikich gęsi lub łabędzi,</p>
<p>A z tyłu wiatr jak sokoł do kupy je pędzi;</p>
<p>Ściskają się, grubieją, rosną, nowe dziwy!</p>
<p>Dostają krzywych karków, rozpuszczają grzywy,</p>
<p>Wysuwają nóg rzędy i po niebios sklepie</p>
<p>Przelatują jak tabun rumaków po stepie:</p>
<p>Wszystkie białe jak srebro, zmieszały się - nagle</p>
<p>Z ich karków rosną maszty, z grzyw szerokie żagle,</p>
<p>Tabun zmienia się w okręt i wspaniale płynie</p>
<p>Cicho, z wolna, po niebios błękitnej równinie!"</p>
<p> </p>
<p>Hrabia i Telimena poglądali w górę;</p>
<p>Tadeusz jedną ręką pokazał im chmurę,</p>
<p>A drugą ścisnął z lekka rączkę Telimeny.</p>
<p>Kilka już upłynęło minut cichej sceny;</p>
<p>Hrabia rozłożył papier na swym kapeluszu</p>
<p>I wydobył ołówek. Wtem przykry dla uszu</p>
<p>Odezwał się dzwon dworski i zaraz śród lasu</p>
<p>Cichego pełno było krzyku i hałasu.</p>
<p> </p>
<p>Hrabia kiwnąwszy głową rzekł poważnym tonem:</p>
<p>"Tak to na świecie wszystko los zwykł kończyć dzwonem.</p>
<p>Rachunki myśli wielkiej, plany wyobraźni,</p>
<p>Zabawki niewinności, uciechy przyjaźni,</p>
<p>Wylania się serc czułych! - gdy śpiż z dala ryknie,</p>
<p>Wszystko miesza się, zrywa, mąci się i niknie!"</p>
<p>Tu obróciwszy czuły wzrok ku Telimenie:</p>
<p>"Cóż zostaje?" - a ona mu rzekła: "Wspomnienie!"</p>
<p>I chcąc Hrabiego nieco ułagodzić smutek,</p>
<p>Podała mu urwany kwiatek niezabudek.</p>
<p>Hrabia go ucałował i na pierś przyśpilał;</p>
<p>Tadeusz z drugiej strony krzak ziela rozchylał,</p>
<p>Widząc, że się ku niemu tem zielem przewija</p>
<p>Coś białego: była to rączka jak lilija;</p>
<p>Pochwycił ją, całował i usty po cichu</p>
<p>Utonął w niej jak pszczoła w liliji kielichu;</p>
<p>Uczuł na ustach zimno; znalazł klucz i biały</p>
<p>Papier w trąbkę zwiniony, był to listek mały;</p>
<p>Porwał, schował w kieszenie, nie wie, co klucz znaczy,</p>
<p>Lecz mu to owa biała kartka wytłumaczy.</p>
<p> </p>
<p>Dzwon wciąż dzwonił, i echem z głębi cichych lasów</p>
<p>Odezwało się tysiąc krzyków i hałasów;</p>
<p>Odgłos to był szukania i nawoływania,</p>
<p>Hasło zakończonego na dziś grzybobrania.</p>
<p>Odgłos nie smutny wcale ani pogrzebowy,</p>
<p>Jak się Hrabiemu zdało, owszem, obiadowy.</p>
<p>Dzwon ten, w każde południe krzyczący z poddasza,</p>
<p>Gości i czeladź domu na obiad zaprasza:</p>
<p>Tak było w dawnych licznych dworach we zwyczaju</p>
<p>I zostało się w domu Sędziego. </p>
<p>Więc z gaju</p>
<p>Wychodziła gromada niosąca krobeczki,</p>
<p>Koszyki, uwiązane końcami chusteczki,</p>
<p>Pełne grzybów; a panny w jednym ręku niosły,</p>
<p>Jako wachlarz zwiniony, b o r o w i k rozrosły,</p>
<p>W drugim związane razem, jakby polne kwiatki,</p>
<p>O p i e ń k i i rozlicznej barwy s u r o j a d k i:</p>
<p>Wojski miał m u c h o m o r a. Z próżnemi przychodzi</p>
<p>Rękami Telimena, z nią panicze młodzi.</p>
<p> </p>
<p>Goście weszli w porządku i stanęli kołem.</p>
<p>Podkomorzy najwyższe brał miejsce za stołem;</p>
<p>Z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy.</p>
<p>Idąc kłaniał się starcom, damom i młodzieży;</p>
<p>Obok stał Kwestarz; Sędzia tuż przy Bernardynie.</p>
<p>Bernardyn zmówił krótki pacierz po łacinie,</p>
<p>Podano w kolej wódkę, zaczem wszyscy siedli</p>
<p>I chołodziec litewski milczkiem żwawo jedli.</p>
<p> </p>
<p>Obiadowano ciszej, niż się zwykle zdarza;</p>
<p>Nikt nie gadał pomimo wezwań gospodarza.</p>
<p>Strony biorące udział w wielkiej o psów zwadzie</p>
<p>Myśliły o jutrzejszej walce i zakładzie;</p>
<p>Myśl wielka zwykle usta do milczenia zmusza.</p>
<p>Telimena, mówiąca wciąż do Tadeusza,</p>
<p>Musiała ku Hrabiemu nieraz się odwrócić,</p>
<p>Nawet na Asesora nieraz okiem rzucić:</p>
<p>Tak ptasznik patrzy w sidło, kędy szczygły zwabia,</p>
<p>I razem w pastkę wróbla. Tadeusz i Hrabia,</p>
<p>Obadwa radzi z siebie, obadwa szczęśliwi,</p>
<p>Oba pełni nadziei, więc nie gadatliwi.</p>
<p>Hrabia na kwiatek dumne opuszczał wejrzenie,</p>
<p>A Tadeusz ukradkiem spozierał w kieszenie,</p>
<p>Czy ów kluczyk nie uciekł; ręką nawet chwytał</p>
<p>I kręcił kartkę, której dotąd nie przeczytał.</p>
<p>Sędzia Podkomorzemu węgrzyna, szampana</p>
<p>Dolewał, służył pilnie, ściskał za kolana,</p>
<p>Ale do rozmawiania z nim nie miał ochoty</p>
<p>I widać, że czuł jakieś tajemne kłopoty.</p>
<p> </p>
<p>Przemijały w milczeniu talerze i dania;</p>
<p>Przerwał nareszcie nudny tok obiadowania</p>
<p>Gość niespodziany, szybko wpadając - gajowy;</p>
<p>Nie zważał nawet, że czas właśnie obiadowy,</p>
<p>Podbiegł do Pana; widać z postawy i z miny,</p>
<p>Że ważnej i niezwykłej jest posłem nowiny.</p>
<p>Ku niemu oczy całe zwróciło zebranie;</p>
<p>On, odetchnąwszy nieco, rzekł: "Niedźwiedź, Mospanie!"</p>
<p> </p>
<p>Resztę wszyscy odgadli: że zwierz z m a t e c z n i k
a</p>
<p>Wyszedł, że w Zaniemeńską Puszczę się przemyka,</p>
<p>Że go trzeba wnet ścigać, wszyscy wraz uznali,</p>
<p>Choć ani się radzili, ani namyślali.</p>
<p>Spólną myśl widać było z uciętych wyrazów,</p>
<p>Z gestów żywych, z wydanych rozlicznych rozkazów,</p>
<p>Które, wychodząc tłumnie, razem z ust tak wielu,</p>
<p>Dążyły przecież wszystkie do jednego celu.</p>
<p> </p>
<p>"Na wieś! - zawołał Sędzia - hej! konno,
setnika!</p>
<p>Jutro na brzask obława, lecz na ochotnika;</p>
<p>Kto wystąpi z oszczepem, temu z robocizny</p>
<p>Wytrącić dwa szarwarki i pięć dni pańszczyzny".</p>
<p> </p>
<p>"W skok - krzyknął Podkomorzy - okulbaczyć
siwą,</p>
<p>Dobiec w cwał do mojego dworu; wziąć co żywo</p>
<p>Dwie pjawki, które w całej okolicy słyną:</p>
<p>Pies zowie się Sprawnikiem, a suka Strapczyną;</p>
<p>Zakneblować im pyski, zawiązać je w miechu</p>
<p>I przystawić je tutaj konno dla pośpiechu".</p>
<p>"Wańka!" - krzyknął na chłopca Asesor po rusku -</p>
<p>Tasak mój Sanguszowski pociągnąć na brusku,</p>
<p>Wiesz, tasak, co od Księcia miałem w podarunku;</p>
<p>Pas opatrzyć, czy kula jest w każdym ładunku".</p>
<p>"Strzelby - krzyknęli wszyscy - mieć na pogotowiu!"</p>
<p>Asesor wołał ciągle: "Ołowiu, ołowiu!</p>
<p>Formę do kul mam w torbie". "Do księdza plebana</p>
<p>Dać znać - dodał pan Sędzia - żeby jutro z rana</p>
<p>Mszę miał w kaplicy lesnej; króciochna oferta</p>
<p>Za myśliwych, msza zwykła świętego Huberta".</p>
<p> </p>
<p>Po wydanych rozkazach nastało milczenie;</p>
<p>Każdy dumał i rzucał dokoła wejrzenie,</p>
<p>Jak gdyby kogoś szukał; z wolna wszystkich oczy</p>
<p>Sędziwa twarz Wojskiego ciągnie i jednoczy:</p>
<p>Znak to był, że szukają na przyszłą wyprawę</p>
<p>Wodza i że Wojskiemu oddają buławę.</p>
<p>Wojski powstał, zrozumiał towarzyszów wolę</p>
<p>I uderzywszy ręką poważnie po stole,</p>
<p>Pociągnął złocistego z zanadrza łańcuszka,</p>
<p>Na którym wisiał gruby zegarek jak gruszka:</p>
<p>"Jutro - rzekł - pół do piątej przy lesnej kaplicy</p>
<p>Stawią się bracia strzelcy, wiara obławnicy".</p>
<p> </p>
<p>Rzekł i ruszył od stołu, za nim szedł gajowy;</p>
<p>Oni obmyślić mają i urządzić łowy.</p>
<p> </p>
<p>Tak wodze gdy na jutro bitwę zapowiedzą,</p>
<p>Żołnierze po obozie broń czyszczą i jedzą</p>
<p>Lub na płaszczach i siodłach śpią próżni kłopotu,</p>
<p>A wodze wśród cichego dumają namiotu.</p>
<p> </p>
<p>Przerwał się obiad, dzień zszedł na kowaniu koni,</p>
<p>Karmieniu psów, zbieraniu i czyszczeniu broni;</p>
<p>U wieczerzy zaledwie kto przysiadł do stoła;</p>
<p>Nawet strona Kusego z partyją Sokoła</p>
<p>Przestała dawnym wielkim zatrudniać się sporem:</p>
<p>Pobrawszy się pod ręce Rejent z Asesorem</p>
<p>Wyszukują ołowiu. Reszta, spracowana,</p>
<p>Szła spać wcześnie, ażeby przebudzić się z rana.</p>
</div>