forked from sgutowska/PanTadeusz12d
-
Notifications
You must be signed in to change notification settings - Fork 0
/
k4.html
1136 lines (1136 loc) · 58.8 KB
/
k4.html
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
32
33
34
35
36
37
38
39
40
41
42
43
44
45
46
47
48
49
50
51
52
53
54
55
56
57
58
59
60
61
62
63
64
65
66
67
68
69
70
71
72
73
74
75
76
77
78
79
80
81
82
83
84
85
86
87
88
89
90
91
92
93
94
95
96
97
98
99
100
101
102
103
104
105
106
107
108
109
110
111
112
113
114
115
116
117
118
119
120
121
122
123
124
125
126
127
128
129
130
131
132
133
134
135
136
137
138
139
140
141
142
143
144
145
146
147
148
149
150
151
152
153
154
155
156
157
158
159
160
161
162
163
164
165
166
167
168
169
170
171
172
173
174
175
176
177
178
179
180
181
182
183
184
185
186
187
188
189
190
191
192
193
194
195
196
197
198
199
200
201
202
203
204
205
206
207
208
209
210
211
212
213
214
215
216
217
218
219
220
221
222
223
224
225
226
227
228
229
230
231
232
233
234
235
236
237
238
239
240
241
242
243
244
245
246
247
248
249
250
251
252
253
254
255
256
257
258
259
260
261
262
263
264
265
266
267
268
269
270
271
272
273
274
275
276
277
278
279
280
281
282
283
284
285
286
287
288
289
290
291
292
293
294
295
296
297
298
299
300
301
302
303
304
305
306
307
308
309
310
311
312
313
314
315
316
317
318
319
320
321
322
323
324
325
326
327
328
329
330
331
332
333
334
335
336
337
338
339
340
341
342
343
344
345
346
347
348
349
350
351
352
353
354
355
356
357
358
359
360
361
362
363
364
365
366
367
368
369
370
371
372
373
374
375
376
377
378
379
380
381
382
383
384
385
386
387
388
389
390
391
392
393
394
395
396
397
398
399
400
401
402
403
404
405
406
407
408
409
410
411
412
413
414
415
416
417
418
419
420
421
422
423
424
425
426
427
428
429
430
431
432
433
434
435
436
437
438
439
440
441
442
443
444
445
446
447
448
449
450
451
452
453
454
455
456
457
458
459
460
461
462
463
464
465
466
467
468
469
470
471
472
473
474
475
476
477
478
479
480
481
482
483
484
485
486
487
488
489
490
491
492
493
494
495
496
497
498
499
500
501
502
503
504
505
506
507
508
509
510
511
512
513
514
515
516
517
518
519
520
521
522
523
524
525
526
527
528
529
530
531
532
533
534
535
536
537
538
539
540
541
542
543
544
545
546
547
548
549
550
551
552
553
554
555
556
557
558
559
560
561
562
563
564
565
566
567
568
569
570
571
572
573
574
575
576
577
578
579
580
581
582
583
584
585
586
587
588
589
590
591
592
593
594
595
596
597
598
599
600
601
602
603
604
605
606
607
608
609
610
611
612
613
614
615
616
617
618
619
620
621
622
623
624
625
626
627
628
629
630
631
632
633
634
635
636
637
638
639
640
641
642
643
644
645
646
647
648
649
650
651
652
653
654
655
656
657
658
659
660
661
662
663
664
665
666
667
668
669
670
671
672
673
674
675
676
677
678
679
680
681
682
683
684
685
686
687
688
689
690
691
692
693
694
695
696
697
698
699
700
701
702
703
704
705
706
707
708
709
710
711
712
713
714
715
716
717
718
719
720
721
722
723
724
725
726
727
728
729
730
731
732
733
734
735
736
737
738
739
740
741
742
743
744
745
746
747
748
749
750
751
752
753
754
755
756
757
758
759
760
761
762
763
764
765
766
767
768
769
770
771
772
773
774
775
776
777
778
779
780
781
782
783
784
785
786
787
788
789
790
791
792
793
794
795
796
797
798
799
800
801
802
803
804
805
806
807
808
809
810
811
812
813
814
815
816
817
818
819
820
821
822
823
824
825
826
827
828
829
830
831
832
833
834
835
836
837
838
839
840
841
842
843
844
845
846
847
848
849
850
851
852
853
854
855
856
857
858
859
860
861
862
863
864
865
866
867
868
869
870
871
872
873
874
875
876
877
878
879
880
881
882
883
884
885
886
887
888
889
890
891
892
893
894
895
896
897
898
899
900
901
902
903
904
905
906
907
908
909
910
911
912
913
914
915
916
917
918
919
920
921
922
923
924
925
926
927
928
929
930
931
932
933
934
935
936
937
938
939
940
941
942
943
944
945
946
947
948
949
950
951
952
953
954
955
956
957
958
959
960
961
962
963
964
965
966
967
968
969
970
971
972
973
974
975
976
977
978
979
980
981
982
983
984
985
986
987
988
989
990
991
992
993
994
995
996
997
998
999
1000
<h1>KSIĘGA CZWARTA <br>DYPLOMATYKA I ŁOWY</h1>
<h2>Treść:</h2>
<h3>Zjawisko w papilotach budzi Tadeusza - Za późne
postrzeżenie omyłki - Karczma - Emisariusz - Zręczne użycie tabakiery zwraca dyskusję
na właściwą drogę - Matecznik - Niedźwiedź- Niebezpieczeństwo Tadeusza i Hrabiego -
Trzy strzały - Spór Sagalasówki z Sanguszkówką, rozstrzygniony na stronę jednorurki
Horeszkowskiej - Bigos - Wojskiego powieść o pojedynku Dowejki z Domejką, przerwana
szczuciem kota - Koniec powieści o Dowejce i Domejce.</h3>
<div>
<p> </p>
<p>Rówienniki litewskich wielkich kniaziów, drzewa</p>
<p>Białowieży, Świtezi, Ponar, Kuszelewa!</p>
<p>Których cień spadał niegdyś na koronne głowy</p>
<p>Groźnego Witenesa, wielkiego Mindowy</p>
<p>I Giedymina, kiedy na Ponarskiej górze,</p>
<p>Przy ognisku myśliwskiem, na niedźwiedziej skórze</p>
<p>Leżał, słuchając pieśni mądrego Lizdejki,</p>
<p>A Wiliji widokiem i szumem Wilejki</p>
<p>Ukołysany, marzył o wilku żelaznym;</p>
<p>I zbudzony, za bogów rozkazem wyraźnym</p>
<p>Zbudował miasto Wilno, które w lasach siedzi</p>
<p>Jak wilk pośrodku żubrów, dzików i niedźwiedzi.</p>
<p>Z tego to miasta Wilna, jak z rzymskiej wilczycy,</p>
<p>Wyszedł Kiejstut i Olgierd, i Olgierdowicy,</p>
<p>Równie myśliwi wielcy jak sławni rycerze,</p>
<p>Czyli wroga ścigali, czyli dzikie źwierze.</p>
<p>Sen myśliwski nam odkrył tajnie przyszłych czasów,</p>
<p>Że Litwie trzeba zawsze żelaza i lasów.</p>
<p> </p>
<p>Knieje! do was ostatni przyjeżdżał na łowy,</p>
<p>Ostatni król, co nosił kołpak Witoldowy,</p>
<p>Ostatni z Jagiellonów wojownik szczęśliwy</p>
<p>I ostatni na Litwie monarcha myśliwy.</p>
<p>Drzewa moje ojczyste! jeśli Niebo zdarzy,</p>
<p>Bym wrócił was oglądać, przyjaciele starzy,</p>
<p>Czyli was znajdę jeszcze? czy dotąd żyjecie?</p>
<p>Wy, koło których niegdyś pełzałem jak dziecię...</p>
<p>Czy żyje wielki Baublis, w którego ogromie</p>
<p>Wiekami wydrążonym, jakby w dobrym domie,</p>
<p>Dwunastu ludzi mogło wieczerzać za stołem?</p>
<p>Czy kwitnie gaj Mendoga pod farnym kościołem?</p>
<p>I tam na Ukrainie, czy się dotąd wznosi</p>
<p>Przed Hołowińskich domem, nad brzegami Rosi,</p>
<p>Lipa tak rozrośniona, że pod jej cieniami</p>
<p>Stu młodzieńców, sto panien szło w taniec parami?</p>
<p> </p>
<p>Pomniki nasze! ileż co rok was pożera</p>
<p>Kupiecka lub rządowa, moskiewska siekiera!</p>
<p>Nie zostawia przytułku ni leśnym śpiewakom,</p>
<p>Ni wieszczom, którym cień wasz tak miły jak ptakom.</p>
<p>Wszak lipa czarnolaska, na głos Jana czuła,</p>
<p>Tyle rymów natchnęła! Wszak ów dąb gaduła</p>
<p>Kozackiemu wieszczowi tyle cudów śpiewa!</p>
<p> </p>
<p>Ja ileż wam winienem, o domowe drzewa!</p>
<p>Błahy strzelec, uchodząc szyderstw towarzyszy</p>
<p>Za chybioną źwierzynę, ileż w waszej ciszy</p>
<p>Upolowałem dumań, gdy w dzikim ostępie</p>
<p>Zapomniawszy o łowach usiadłem na kępie,</p>
<p>A koło mnie srebrzył się tu mech siwobrody,</p>
<p>Zlany granatem czarnej zgniecionej jagody,</p>
<p>A tam się czerwieniły wrzosiste pagórki,</p>
<p>Strojne w brusznice jakby w koralów paciorki.</p>
<p>Wokoło była ciemność; gałęzie u góry</p>
<p>Wisiały jak zielone, gęste, niskie chmury;</p>
<p>Wicher kędyś nad sklepem szalał nieruchomym,</p>
<p>Jękiem, szumami, wyciem, łoskotami, gromem:</p>
<p>Dziwny, odurzający hałas! Mnie się zdało,</p>
<p>Że tam nad głową morze wiszące szalało.</p>
<p> </p>
<p>Na dole jak ruiny miast: tu wywrot dębu</p>
<p>Wysterka z ziemi na kształt ogromnego zrębu;</p>
<p>Na nim oparte, jak ścian i kolumn obłamy:</p>
<p>Tam gałęziste kłody, tu wpół zgniłe tramy,</p>
<p>Ogrodzone parkanem traw. W środek tarasu</p>
<p>Zajrzeć straszno, tam siedzą gospodarze lasu:</p>
<p>Dziki, niedźwiedzie, wilki; u wrót leżą kości</p>
<p>Na pół zgryzione jakichś nieostrożnych gości.</p>
<p>Czasem wymkną się w górę przez trawy zielenie,</p>
<p>Jakby dwa wodotryski, dwa rogi jelenie</p>
<p>I mignie między drzewa źwierz żółtawym pasem,</p>
<p>Jak promień, kiedy wpadłszy gaśnie między lasem.</p>
<p> </p>
<p>I znowu cichość w dole. Dzięcioł na jedlinie</p>
<p>Stuka z lekka i dalej odlatuje, ginie,</p>
<p>Schował się, ale dziobem nie przestaje pukać,</p>
<p>Jak dziecko, gdy schowane woła, by go szukać.</p>
<p>Bliżej siedzi wiewiórka, orzech w łapkach trzyma,</p>
<p>Gryzie go; zawiesiła kitkę nad oczyma,</p>
<p>Jak pióro nad szyszakiem u kirasyjera;</p>
<p>Chociaż tak osłoniona, dokoła spoziera;</p>
<p>Dostrzegłszy gościa, skacze gajów tanecznica</p>
<p>Z drzew na drzewa, miga się jako błyskawica;</p>
<p>Na koniec w niewidzialny otwór pnia przepada,</p>
<p>Jak wracająca w drzewo rodzime dryjada.</p>
<p>Znowu cicho. </p>
<p> </p>
<p>Wtem gałąź wstrząsła się trącona</p>
<p>I pomiędzy jarzębin rozsunione grona</p>
<p>Kraśniejsze od jarzębin zajaśniały lica:</p>
<p>To jagód lub orzechów zbieraczka, dziewica;</p>
<p>W krobeczce z prostej kory podaje zebrane</p>
<p>Bruśnice świeże jako jej usta rumiane;</p>
<p>Obok młodzieniec idzie, leszczynę nagina,</p>
<p>Chwyta w lot migające orzechy dziewczyna.</p>
<p> </p>
<p>Wtem usłyszeli odgłos rogów i psów granie:</p>
<p>Zgadują, że się ku nim zbliża polowanie,</p>
<p>I pomiędzy gałęzi gęstwę, pełni trwogi,</p>
<p>Zniknęli nagle z oczu jako leśne bogi.</p>
<p> </p>
<p>W Soplicowie ruch wielki; lecz ni psów hałasy,</p>
<p>Ani rżące rumaki, skrzypiące kolasy,</p>
<p>Ni odgłos trąb dających hasło polowania</p>
<p>Nie mogły Tadeusza wyciągnąć z posłania;</p>
<p>Ubrany padłszy w łóżko, spał jak bobak w norze.</p>
<p>Nikt z młodzieży nie myślił szukać go po dworze;</p>
<p>Każdy sobą zajęty śpieszył, gdzie kazano;</p>
<p>O towarzyszu sennym całkiem zapomniano.</p>
<p> </p>
<p>On chrapał. Słońce w otwór, co śród okienicy</p>
<p>Wyrżnięty był w kształt serca, wpadło do ciemnicy</p>
<p>Słupem ognistym, prosto sennemu na czoło;</p>
<p>On jeszcze chciał zadrzemać i kręcił się wkoło,</p>
<p>Chroniąc się blasku: nagle usłyszał stuknienie,</p>
<p>Przebudził się; wesołe było przebudzenie.</p>
<p>Czuł się rzeźwym jak ptaszek, z lekkością oddychał,</p>
<p>Czuł się szczęśliwym, sam się do siebie uśmi?chał:</p>
<p>Myśląc o wszystkiem, co mu wczora się zdarzyło,</p>
<p>Rumienił się i wzdychał, i serce mu biło.</p>
<p> </p>
<p>Spojrzał w okno, o dziwy! w promieni przezroczu,</p>
<p>W owem sercu, błyszczało dwoje jasnych oczu,</p>
<p>Szeroko otworzonych, jak zwykle wejrzenie,</p>
<p>Kiedy z jasności dziennej przedziera się w cienie;</p>
<p>Ujrzał i małą rączkę, niby wachlarz z boku</p>
<p>Nadstawioną ku słońcu dla ochrony wzroku;</p>
<p>Palce drobne, zwrócone na światło różowe,</p>
<p>Czerwieniły się na wskroś jakby rubinowe;</p>
<p>Usta widział ciekawe, roztulone nieco,</p>
<p>I ząbki, co jak perły śród koralów świecą,</p>
<p>I lica, choć od słońca zasłaniane dłonią</p>
<p>Różową, same całe jak róże się płonią.</p>
<p> </p>
<p>Tadeusz spał pod oknem; sam ukryty w cieniu,</p>
<p>Leżąc na wznak, cudnemu dziwił się zjawieniu</p>
<p>I miał je tuż nad sobą, ledwie nie na twarzy;</p>
<p>Nie wiedział, czy to jawa, czyli mu się marzy</p>
<p>Jedna z tych miłych, jasnych twarzyczek dziecinnych,</p>
<p>Które pomnim widziane we śnie lat niewinnych.</p>
<p>Twarzyczka schyliła się - ujrzał, drżąc z bojaźni</p>
<p>I radości, niestety! ujrzał najwyraźniej,</p>
<p>Przypomniał, poznał włos ów krótki, jasnozłoty,</p>
<p>W drobne, jako śnieg białe, zwity papiloty</p>
<p>Niby srebrzyste strączki, co od słońca blasku</p>
<p>Świeciły jak korona na świętych obrazku.</p>
<p> </p>
<p>Zerwał się; i widzenie zaraz uleciało</p>
<p>Przestraszone łoskotem; czekał, nie wracało!</p>
<p>Tylko usłyszał znowu trzykrotne stukanie</p>
<p>I słowa: "Niech Pan wstaje, czas na polowanie,</p>
<p>Pan zaspał". Skoczył z łóżka i obu rękami</p>
<p>Pchnął okienicę, że aż trzasła zawiasami</p>
<p>I rozwarłszy się w obie uderzyła ściany;</p>
<p>Wyskoczył, patrzył wkoło zdumiony, zmieszany,</p>
<p>Nic nie widział, nie dostrzegł niczyjego śladu.</p>
<p>Niedaleko od okna był parkan od sadu,</p>
<p>Na nim chmielowe liście i kwieciste wieńce</p>
<p>Chwiały się; czy je lekkie potrąciły ręce?</p>
<p>Czy wiatr ruszył? Tadeusz długo patrzył na nie,</p>
<p>Nie śmiał iść w ogród; tylko wsparł się na parkanie,</p>
<p>Oczy podniosł i z palcem do ust przyciśnionym</p>
<p>Kazał sam sobie milczeć, by słowem kwapion?m</p>
<p>Nie rozerwał myślenia; potem w czoło stukał,</p>
<p>Niby do wspomnień dawnych, uśpionych w niem, pukał,</p>
<p>Na koniec, gryząc palce, do krwi się zadrasnął</p>
<p>I na cały głos: "Dobrze, dobrze mi tak!" wrzasnął.</p>
<p> </p>
<p>We dworze, gdzie przed chwilą tyle było krzyku,</p>
<p>Teraz pusto i głucho jak na mogilniku:</p>
<p>Wszyscy ruszyli w pole; Tadeusz nadstawił</p>
<p>Uszu i ręce do nich jak trąbki przyprawił,</p>
<p>Słuchał, aż mu wiatr przyniosł, wiejący od puszczy,</p>
<p>Odgłosy trąb i wrzaski polującej tłuszczy.</p>
<p> </p>
<p>Koń Tadeusza w stajni czekał osiodłany,</p>
<p>Wziął więc flintę, skoczył nań i jak opętany</p>
<p>Pędził ku karczmom, które stały przy kaplicy,</p>
<p>Kędy mieli się rankiem zebrać obławnicy.</p>
<p> </p>
<p>Dwie chyliły się karczmy po dwóch stronach drogi,</p>
<p>Oknami wzajem sobie grożąc jako wrogi;</p>
<p>Stara należy z prawa do zamku dziedzica,</p>
<p>Nową na złość zamkowi postawił Soplica.</p>
<p>W tamtej, jak w swym dziedzictwie, rej wodził Gerwazy,</p>
<p>W tej najwyższe za stołem brał miejsce Protazy.</p>
<p> </p>
<p>Nowa karczma nie była ciekawa z pozoru.</p>
<p>Stara wedle dawnego zbudowana wzoru,</p>
<p>Który był wymyślony od tyryjskich cieśli,</p>
<p>A potem go Żydowie po świecie roznieśli:</p>
<p>Rodzaj architektury obcym budowniczym</p>
<p>Wcale nie znany; my go od Żydów dziedziczym.</p>
<p> </p>
<p>Karczma z przodu jak korab, z tyłu jak świątynia:</p>
<p>Korab, istna Noego czworogranna skrzynia,</p>
<p>Znany dziś pod prostackiem nazwiskiem stodoły;</p>
<p>Tam różne są zwierzęta: konie, krowy, woły,</p>
<p>Kozy brodate; w górze zaś ptastwa gromady</p>
<p>I płazów choć po parze, są też i owady.</p>
<p>Część tylnia, na kształt dziwnej świątyni stawiona,</p>
<p>Przypomina z pozoru ów gmach Salomona,</p>
<p>Który pierwsi ćwiczeni w budowań rzemieśle</p>
<p>Hiramscy na Syjonie wystawili cieśle.</p>
<p>Żydzi go naśladują dotąd we swych szkołach,</p>
<p>A szkoł rysunek widny w karczmach i stodołach.</p>
<p>Dach z dranic i ze słomy, śpiczasty, zadarty,</p>
<p>Pogięty jako kołpak żydowski podarty.</p>
<p>Ze szczytu wytryskają krużganku krawędzie,</p>
<p>Oparte na drewnianym licznych kolumn rzędzie;</p>
<p>Kolumny, co jak wielkie architektów dziwo,</p>
<p>Trwałe, chociaż wpół zgniłe i stawione krzywo</p>
<p>Jako w wieży pizańskiej, nie podług modelów</p>
<p>Greckich, bo są bez podstaw i bez kapitelów.</p>
<p>Nad kolumnami biegą wpółokrągłe łuki,</p>
<p>Także z drzewa, gotyckiej naśladowstwo sztuki.</p>
<p>Z wierzchu ozdoby sztuczne, nie rylcem, nie dłutem,</p>
<p>Ale zręcznie ciesielskim wyrzezane sklutem,</p>
<p>Krzywe jak szabasowych ramiona świeczników;</p>
<p>Na końcu wiszą gałki, cóś na kształt guzików,</p>
<p>Które Żydzi modląc się na łbach zawieszają</p>
<p>I które po swojemu "cyces" nazywają.</p>
<p>Słowem, z daleka karczma chwiejąca się, krzywa,</p>
<p>Podobna jest do Żyda, gdy się modląc kiwa:</p>
<p>Dach jak czapka, jak broda strzecha roztrzęśniona.</p>
<p>Ściany dymne i brudne jak czarna opona,</p>
<p>A z przodu rzeźba sterczy jak cyces na czole.</p>
<p> </p>
<p>W środku karczmy jest podział jak w żydowskiej
szkole:</p>
<p>Jedna część, pełna izbic ciasnych i podłużnych,</p>
<p>Służy dla dam wyłącznie i panów podróżnych;</p>
<p>W drugiej ogromna sala. Koło każdej ściany</p>
<p>Ciągnie się wielonożny stół, wąski, drewniany,</p>
<p>Przy nim stołki, choć niższe, podobne do stoła</p>
<p>Jako dzieci do ojca. </p>
<p> </p>
<p>Na stołkach dokoła</p>
<p>Siedziały chłopy, chłopki, tudzież szlachta drobna,</p>
<p>Wszyscy rzędem; ekonom sam siedział z osobna.</p>
<p>Po rannej mszy z kaplicy, że była niedziela,</p>
<p>Zabawić się i wypić przyszli do Jankiela.</p>
<p>Przy każdym już szumiała siwą wódką czarka,</p>
<p>Ponad wszystkimi z butlą biegała szynkarka.</p>
<p>W środku arendarz Jankiel, w długim aż do ziemi</p>
<p>Szarafanie, zapiętym haftkami srebrnemi,</p>
<p>Rękę jedną za czarny pas jedwabny wsadził,</p>
<p>Drugą poważnie sobie siwą brodę gładził;</p>
<p>Rzucając wkoło okiem, rozkazy wydawał,</p>
<p>Witał wchodzących gości, przy siedzących stawał</p>
<p>Zagajając rozmowę, kłótliwych zagadzał,</p>
<p>Lecz nie służył nikomu, tylko się przechadzał.</p>
<p>Żyd stary i powszechnie znany z poczciwości,</p>
<p>Od lat wielu dzierżawił karczmę, a nikt z włości,</p>
<p>Nikt ze szlachty nie zaniósł nań skargi do dworu;</p>
<p>O cóż skarżyć? Miał trunki dobre do wyboru,</p>
<p>Rachował się ostróżnie, lecz bez oszukaństwa,</p>
<p>Ochoty nie zabraniał, nie cierpiał pijaństwa,</p>
<p>Zabaw wielki miłośnik: u niego wesele</p>
<p>I chrzciny obchodzono; on w każdą niedzielę</p>
<p>Kazał do siebie ze wsi przychodzić muzyce,</p>
<p>Przy której i basetla była, i kozice.</p>
<p> </p>
<p>Muzykę znał, sam słynął muzycznym talentem;</p>
<p>Z cymbałami, narodu swego instrumentem,</p>
<p>Chadzał niegdyś po dworach i graniem zdumiewał,</p>
<p>I pieśniami, bo biegle i uczenie śpiewał.</p>
<p>Chociaż Żyd, dosyć czystą miał polską wymowę,</p>
<p>Szczególniej zaś polubił pieśni narodowe;</p>
<p>Przywoził mnóstwo z każdej za Niemen wyprawy</p>
<p>Kołomyjek z Halicza, mazurów z Warszawy;</p>
<p>Wieść, nie wiem czyli pewna, w całej okolicy</p>
<p>Głosiła, że on pierwszy przywiózł z zagranicy</p>
<p>I upowszechnił wówczas w tamecznym powiecie</p>
<p>Ową piosenkę, sławną dziś na całym świecie,</p>
<p>A którą po raz pierwszy na ziemi Auzonów</p>
<p>Wygrały Włochom polskie trąby legijonów.</p>
<p>Talent spiewania bardzo na Litwie popłaca,</p>
<p>Jedna miłość u ludzi, wsławia i wzbogaca:</p>
<p>Jankiel zrobił majątek; syt zysków i chwały,</p>
<p>Zawiesił dźwięcznostronne na scianie cymbały;</p>
<p>Osiadłszy z dziećmi w karczmie, zatrudniał się szynkiem,</p>
<p>Przy tem w pobliskiem mieście był też podrabinkiem,</p>
<p>A zawsze miłym wszędzie gościem i domowym</p>
<p>Doradcą; znał się dobrze na handlu zbożowym,</p>
<p>Na wicinnym: potrzebna jest znajomość taka</p>
<p>Na wsi. - Miał także sławę dobrego Polaka.</p>
<p> </p>
<p>On pierwszy zgodził kłótnie, często nawet krwawe,</p>
<p>Między dwiema karczmami: obie wziął w dzierżawę;</p>
<p>Szanowali go równie i starzy stronnicy</p>
<p>Horeszkowscy, i słudzy sędziego Soplicy.</p>
<p>On sam powagę umiał utrzymać nad groźnym</p>
<p>Klucznikiem horeszkowskim i kłotliwym Woźnym;</p>
<p>Przed Jankielem tłumili dawne swe urazy:</p>
<p>Gerwazy groźny ręką, językiem Protazy.</p>
<p> </p>
<p>Gerwazego nie było; ruszył na obławę,</p>
<p>Nie chcąc, aby tak ważną i trudną wyprawę</p>
<p>Odbył sam Hrabia, młody i niedoświadczony;</p>
<p>Poszedł więc z nim dla rady tudzież dla obrony.</p>
<p> </p>
<p>Dziś miejsce Gerwazego, najdalsze od progu,</p>
<p>Między dwiema ławami, w samym karczmy rogu,</p>
<p>Zwane p o k u c i e m, kwestarz ksiądz Robak zajmował;</p>
<p>Jankiel go tam posadził; widać, że szanował</p>
<p>Wysoko Bernardyna, bo skoro dostrzegał</p>
<p>Ubytek w jego szklance, natychmiast podbiegał</p>
<p>I rozkazał dolewać lipcowego miodu.</p>
<p>Słychać, że z Bernardynem znali się za młodu</p>
<p>Kędyś tam w cudzych krajach. Robak często chadzał</p>
<p>Nocą do karczmy, tajnie z Żydem się naradzał</p>
<p>O ważnych rzeczach; słychać było, że towary</p>
<p>Ksiądz przemycał, lecz potwarz ta niegodna wiary.</p>
<p> </p>
<p>Robak wsparty na stole wpółgłośno rozprawiał,</p>
<p>Tłum szlachty go otaczał i uszy nadstawiał,</p>
<p>I nosy ku księdzowskiej chylił tabakierze;</p>
<p>Brano z niej i kichała szlachta jak możdzerze.</p>
<p> </p>
<p>"Reverendissime - rzekł kichnąwszy Skołuba -</p>
<p>To mi tabaka, co to idzie aż do czuba;</p>
<p>Od czasu jak nos dźwigam (tu głasnął nos długi),</p>
<p>Takiej nie zażywałem (tu kichnął raz drugi);</p>
<p>Prawdziwa bernardynka, pewnie z Kowna rodem,</p>
<p>Miasta sławnego w świecie tabaką i miodem.</p>
<p>Byłem tam lat już..." Robak przerwał mu: "Na zdrowie</p>
<p>Wszystkim Waszmościom, moi Mościwi Panowie!</p>
<p>Co się tabaki tyczy, hem, ona pochodzi</p>
<p>Z dalszej strony, niż myśli Skołuba dobrodzi?j;</p>
<p>Pochodzi z Jasnej Góry; księża paulinowie</p>
<p>Tabakę taką robią w mieście Częstochowie,</p>
<p>Kędy jest obraz tylu cudami wsławiony</p>
<p>Bogarodzicy Panny, Królowej Korony</p>
<p>Polskiej; zowią ją dotąd i Księżną Litewską!</p>
<p>Koronęć jeszcze dotąd piastuje królewską,</p>
<p>Lecz na Litewskiem Księstwie teraz syzma siedzi!"</p>
<p>"Z Częstochowy? - rzekł Wilbik. - Byłem tam w spowiedzi,</p>
<p>Kiedym na odpust chodził lat temu trzydzieście;</p>
<p>Czy to prawda, że Francuz gości teraz w mieście,</p>
<p>Że chce kościoł rozwalać i skarbiec zabierze,</p>
<p>Bo to wszystko w <i>Litewskim</i> stoi <i>Kuryjerze</i>?"</p>
<p>"Nieprawda - rzekł Bernardyn - nie! Pan
Najjaśniejszy,</p>
<p>Napoleon, katolik jest najprzykładniejszy;</p>
<p>Wszak go papież namaścił, żyją z sobą w zgodzie</p>
<p>I nawracają ludzi w francuskim narodzie,</p>
<p>Który się trochę popsuł; prawda, z Częstochowy</p>
<p>Oddano wiele srebra na skarb narodowy</p>
<p>Dla Ojczyzny, dla Polski; sam Pan Bóg tak każe.</p>
<p>Skarbcem Ojczyzny zawsze są Jego ołtarze;</p>
<p>Wszakże w Warszawskiem Księstwie mamy sto tysięcy</p>
<p>Wojska polskiego, może wkrótce będzie więc?j,</p>
<p>A któż wojsko opłaci? Czy nie wy, Litwini?</p>
<p>Wy tylko grosz dajecie do moskiewskiej skrzyni".</p>
<p>"Kat by dał! - krzyknął Wilbik - gwałtem od nas
biorą".</p>
<p>"Oj, Dobrodzieju!" - chłopek ozwał się z pokorą,</p>
<p>Pokłoniwszy się księdzu i skrobiąc się w głowę -</p>
<p>Już to szlachcie, to jeszcze bieda przez połowę,</p>
<p>Lecz nas drą jak na łyka". - "Cham! - Skołuba krzyknął.
-</p>
<p>Głupi, tobieć to lepiej, tyś, chłopie, przywyknął</p>
<p>Jak węgórz do odarcia; lecz nam u r o d z o n y m,</p>
<p>Nam wielmożnym, do złotych swobód wzwyczajonym!</p>
<p>Ach, bracia! Wszak to dawniej szlachcic na zagrodzie...</p>
<p>("Tak, tak! - krzyknęli wszyscy - rowny
wojewodzie!")</p>
<p>Dziś nam szlachectwa przeczą, każą nam drabować</p>
<p>Papiery i szlachectwa papierem probować".</p>
<p>"Jeszcze Waszeci mniejsza - zawołał Juraha. -</p>
<p>Waszeć z pradziadów chłopów uszlachcony szlacha;</p>
<p>Ale ja, z kniaziów! pytać u mnie o patenta,</p>
<p>Kiedym został szlachcicem? Sam Bóg to pamięta!</p>
<p>Niechaj Moskal w las idzie pytać się dębiny,</p>
<p>Kto jej dał patent rosnąć nad wszystkie krzewiny".</p>
<p>"Kniaziu! - rzekł Żagiel - świeć Waść baki lada komu,</p>
<p>Tu znajdziesz pono mitry i w niejednym domu".</p>
<p>"Waść ma krzyż w herbie - wołał Podhajski - to
skryta</p>
<p>Aluzyja, że w rodzie bywał neofita.</p>
<p>"Fałsz! - przerwał Birbasz. - </p>
<p>Przecież ja z tatarskich hrabiów</p>
<p>Pochodzę, a mam krzyże nad herbem Korabiów".</p>
<p>"Poraj - krzyknął Mickiewicz - z mitrą w polu złotem,</p>
<p>Herb książęcy; Stryjkowski gęsto pisze o tem".</p>
<p> </p>
<p>Zaczem wielkie powstały w całej karczmie szmery;</p>
<p>Ksiądz Bernardyn uciekł się do swej tabakiery,</p>
<p>W kolej częstował mówców; gwar zaraz ucichnął,</p>
<p>Każdy zażył przez grzeczność i kilkakroć kichnął;</p>
<p>Bernardyn korzystając z przerwy mówił dalej:</p>
<p> </p>
<p>"Oj, wielcy ludzie od tej tabaki kichali!</p>
<p>Czy uwierzycie Państwo, że z tej tabakiery</p>
<p>Pan jenerał Dąbrowski zażył razy cztery?"</p>
<p>"Dąbrowski?" - zawołali. - "Tak, tak, on jenerał;</p>
<p>Byłem w obozie, gdy on Gdańsk Niemcom odbierał;</p>
<p>Miał coś pisać; bojąc się, ażeby nie zasnął,</p>
<p>Zażył, kichnął, dwakroć mię po ramieniu klasnął:</p>
<p><<Księże Robaku - mówił - Księże Bernardynie,</p>
<p>Obaczymy się w Litwie, może nim rok minie;</p>
<p>Powiedz Litwinom, niech mnie czekają z tabaką</p>
<p>Częstochowską, nie biorę innej, tylko taką>>".</p>
<p> </p>
<p>Mowa księdza wzbudziła takie zadziwienie,</p>
<p>Taką radość, że całe huczne zgromadzenie</p>
<p>Milczało chwilę; potem na pół ciche słowa</p>
<p>Powtarzano: "Tabaka z Polski? Częstochowa?</p>
<p>Dąbrowski? z ziemi włoskiej?" Aż na koniec razem,</p>
<p>Jakby myśl z myślą, wyraz sam zbiegł się z wyrazem,</p>
<p>Wszyscy jedynogłośnie, jak na dane hasło,</p>
<p>Krzyknęli: "Dąbrowskiego!" Wszystko razem wrzasło,</p>
<p>Wszystko się uścisnęło: chłop z tatarskim hrabią,</p>
<p>Mitra z Krzyżem, Poraje z Gryfem i z Korabią;</p>
<p>Zapomnieli wszystkiego, nawet Bernardyna,</p>
<p>Tylko śpiewali krzycząc: "Wódki, miodu,
wina!"</p>
<p> </p>
<p>Długo się przysłuchiwał ksiądz Robak piosence,</p>
<p>Na koniec chciał ją przerwać; wziął w obiedwie ręce</p>
<p>Tabakierkę, kichaniem melodyję zmieszał</p>
<p>I nim się nastroili, tak mówić pośpieszał:</p>
<p>"Chwalicie mą tabakę, Mości Dobrodzieje,</p>
<p>Obaczcież, co się wewnątrz tabakierki dzieje".</p>
<p>Tu, wycierając chustką zabrudzone denko,</p>
<p>Pokazał malowaną armiją, malenką</p>
<p>Jak rój much; w środku jeden człowiek na rumaku,</p>
<p>Wielki jako chrząszcz, siedział, pewnie wódz orszaku;</p>
<p>Spinał konia, jak gdyby chciał skakać w niebiosa,</p>
<p>Jednę rękę na cuglach, drugą miał u nosa.</p>
<p>"Przypatrzcie się - rzekł Robak - tej groźnej postawie;</p>
<p>Zgadnijcie, czyja? - Wszyscy patrzyli ciekawie.-</p>
<p>Wielki to człowiek, cesarz, ale nie Moskali,</p>
<p>Ich carowie tabaki nigdy nie bierali".</p>
<p>"Wielki człowiek - zawołał Cydzik - a w kapocie?</p>
<p>Ja myśliłem, że wielcy ludzie chodzą w złocie,</p>
<p>Bo u Moskalów lada jenerał, Mospanie,</p>
<p>To tak świeci się w złocie jak szczupak w szafranie".</p>
<p>"Ba - przerwał Rymsza - przecież widziałem za
młodu</p>
<p>Kościuszkę, Naczelnika naszego narodu:</p>
<p>Wielki człowiek! A chodził w krakowskiej sukmanie,</p>
<p>To jest czamarce". - "W jakiej czamarce,
Mospanie? -</p>
<p>Odparł Wilbik. - To przecież zwano taratatką".</p>
<p>"Ale tamta z fręzlami, ta jest całkiem gładką" -</p>
<p>Krzyknął Mickiewicz. Zatem wszczynały się swary</p>
<p>O różnych taratatki kształtach i czamary.</p>
<p> </p>
<p>Przemyślny Robak, widząc, że się tak rozpryska</p>
<p>Rozmowa, jął ją znowu zbierać do ogniska,</p>
<p>Do swojej tabakiery; częstował, kichali,</p>
<p>Życzyli sobie zdrowia, on rzecz ciągnął dal?j:</p>
<p>"Gdy cesarz Napoleon w potyczce zażywa</p>
<p>Raz po raz, to znak pewny, że bitwę wygrywa;</p>
<p>Na przykład pod Austerlic: Francuzi tak stali</p>
<p>Z armatami, a na nich biegła ćma Moskali;</p>
<p>Cesarz patrzył i milczał. Co Francuzi strzelą,</p>
<p>To Moskale półkami jak trawa się ścielą.</p>
<p>Półk za półkiem cwałował i spadał z kulbaki;</p>
<p>Co półk spadnie, to Cesarz zażyje tabaki;</p>
<p>Aż w końcu Aleksander, ze swoim braciszkiem</p>
<p>Konstantym i z niemieckim cesarzem Franciszkiem,</p>
<p>W nogi z pola; więc Cesarz, widząc, że po walce,</p>
<p>Spojrzał na nich, zaśmiał się i otrząsnął palce.</p>
<p>Otóż, jeśli kto z Panów, coście tu przytomni,</p>
<p>Będzie w wojsku Cesarza, niech to sobie wspomni".</p>
<p> </p>
<p>"Ach! - zawołał Skołuba. - Mój Księże
Kwestarzu!</p>
<p>Kiedyż to będzie! Wszak to ile w kalendarzu</p>
<p>Jest świąt, na każde święto Francuzów nam wróżą!</p>
<p>Wygląda człek, wygląda, aż się oczy mrużą,</p>
<p>A Moskal jak nas trzymał, tak trzyma za szyję.</p>
<p>Pono nim słońce wnidzie, rosa oczy wyje".</p>
<p> </p>
<p>"Mospanie - rzekł Bernardyn - babska rzecz
narzekać,</p>
<p>A żydowska rzecz ręce założywszy czekać,</p>
<p>Nim kto w karczmę zajedzie i do drzwi zapuka.</p>
<p>Z Napoleonem pobić Moskalów nie sztuka.</p>
<p>Jużci on Szwabom skórę trzy razy wymłócił,</p>
<p>Brzydkie Prusactwo zdeptał. Anglików wyrzucił</p>
<p>Het za morze, Moskalom zapewne wygodzi;</p>
<p>Ale co stąd wyniknie, wie Asan Dobrodzi?j?</p>
<p>Oto szlachta litewska wtenczas na koń wsiędzie</p>
<p>I szable weźmie, kiedy bić się z kim nie będzie;</p>
<p>Napoleon, sam wszystkich pobiwszy, nareszcie</p>
<p>Powie: <<Obejdę się ja bez was, kto
jesteście?>></p>
<p>Więc nie dość gościa czekać, nie dość i zaprosić,</p>
<p>Trzeba czeladkę zebrać i stoły pownosić,</p>
<p>A przed ucztą potrzeba dom oczyścić z śmieci;</p>
<p>Oczyścić dom, powtarzam, oczyścić dom, dzieci!"</p>
<p> </p>
<p>Nastąpiło milczenie, potem głosy w tłumie:</p>
<p>"Jakże to dom oczyścić? Jak to Ksiądz rozumie?</p>
<p>Jużci my wszystko zrobim, na wszystko gotowi,</p>
<p>Tylko niech Ksiądz Dobrodziej jaśniej się wysłowi".</p>
<p> </p>
<p>Ksiądz poglądał za okno, przerwawszy rozmowę;</p>
<p>Ujrzał coś ciekawego, z okna wytknął głowę,</p>
<p>Po chwili rzekł powstając: "Dziś czasu nie mamy,</p>
<p>Potem o tem obszerniej z sobą pogadamy;</p>
<p>Jutro będę dla sprawy w powiatowem mieście</p>
<p>I do Waszmościów z drogi zajadę po kweście".</p>
<p> </p>
<p>"Niech też do Niehrymowa Ksiądz na nocleg zdąży
-</p>
<p>Rzekł Ekonom - rad będzie Księdzu pan Chorąży;</p>
<p>Wszakże na Litwie stare powiada przysłowie:</p>
<p>Szczęśliwy człowiek, jako kwestarz w Niehrymowie!"</p>
<p>"I do nas - rzekł Zubkowski - wstąp, jeżeli łaska;</p>
<p>Znajdzie się tam półsztuczek płótna, masła faska,</p>
<p>Baran lub krówka; wspomnij, Księże, na te słowa:</p>
<p>Szczęśliwy człowiek, trafił jak ksiądz do Zubkowa".</p>
<p>"I do nas" - rzekł Skołuba. - "Do nas" -
Terajewicz,</p>
<p>"Żaden bernardyn głodny nie wyszedł z Pucewicz".</p>
<p>Tak cała szlachta prośbą i obietnicami</p>
<p>Przeprowadzała księdza; on już był za drzwiami.</p>
<p> </p>
<p>On już pierwej przez okno ujrzał Tadeusza,</p>
<p>Który leciał gościńcem w cwał, bez kapelusza,</p>
<p>Z głową schyloną, bladem, posępnem obliczem,</p>
<p>A konia ustawicznie bodł i kropił biczem.</p>
<p>Ten widok bardzo księdza Bernardyna zmieszał,</p>
<p>Więc za młodzieńcem kroki szybkiemi pośpieszał</p>
<p>Do wielkiej puszczy, która, jako oko sięga,</p>
<p>Czerniła się na całym brzegu widnokręga.</p>
<p> </p>
<p>Któż zbadał puszcz litewskich przepastne krainy</p>
<p>Aż do samego środka, do jądra gęstwiny?</p>
<p>Rybak ledwie u brzegów nawiedza dno morza;</p>
<p>Myśliwiec krąży koło puszcz litewskich łoża,</p>
<p>Zna je ledwie po wierzchu, ich postać, ich lice,</p>
<p>Lecz obce mu ich wnętrzne serca tajemnice;</p>
<p>Wieść tylko albo bajka wie, co się w nich dzieje.</p>
<p>Bo gdybyś przeszedł bory i podszyte knieje,</p>
<p>Trafisz w głębi na wielki wał pniów, kłod, korzeni,</p>
<p>Obronny trzęsawicą, tysiącem strumieni</p>
<p>I siecią zielsk zarosłych, i kopcami mrowisk,</p>
<p>Gniazdami os, szerszeniów, kłębami wężowisk.</p>
<p> </p>
<p>Gdybyś i te zapory zmógł nadludzkiem męstwem,</p>
<p>Dalej spotkać się z większem masz niebezpieczeństwem:</p>
<p>Dalej co krok czyhają, niby wilcze doły,</p>
<p>Małe jeziorka trawą zarosłe na poły,</p>
<p>Tak głębokie, że ludzie dna ich nie dośledzą</p>
<p>(Wielkie jest podobieństwo, że diabły tam siedzą).</p>
<p>Woda tych studni sklni się, plamista rdzą krwawą.</p>
<p>A z wnętrza ciągle dymi, zionąc woń plugawą,</p>
<p>Od której drzewa wkoło tracą liść i korę;</p>
<p>Łyse, skarłowaciałe, robaczliwe, chore,</p>
<p>Pochyliwszy konary mchem kołtunowate</p>
<p>I pnie garbiąc brzydkiemi grzybami brodate,</p>
<p>Siedzą wokoło wody jak czarownic kupa</p>
<p>Grzejąca się nad kotłem, w którym warzą trupa.</p>
<p> </p>
<p>Za temi jeziorkami już nie tylko krokiem,</p>
<p>Ale daremnie nawet zapuszczać się okiem,</p>
<p>Bo tam już wszystko mglistym zakryte obłokiem,</p>
<p>Co się wiecznie ze trzęskich oparzelisk wznosi.</p>
<p>A za tą mgłą na koniec (jak wieść gminna głosi)</p>
<p>Ciągnie się bardzo piękna, żyzna okolica:</p>
<p>Główna królestwa zwierząt i roślin stolica.</p>
<p>W niej są złożone wszystkich drzew i ziół nasiona,</p>
<p>Z których się rozrastają na świat ich plemiona;</p>
<p>W niej, jak w arce Noego, z wszelkich zwierząt rodu</p>
<p>Jedna przynajmniej para chowa się dla płodu.</p>
<p>W samym środku (jak słychać) mają swoje dwory:</p>
<p>Dawny Tur, Żubr i Niedźwiedź, puszcz imperatory.</p>
<p>Około nich na drzewach gnieździ się Ryś bystry</p>
<p>I żarłoczny Rosomak, jak czujne ministry;</p>
<p>Dalej zaś, jak podwładni szlachetni wasale,</p>
<p>Mieszkają Dziki, Wilki i Łosie rogale.</p>
<p>Nad głowami Sokoły i Orłowie dzicy,</p>
<p>Żyjący z pańskich stołów dworscy zausznicy.</p>
<p>Te pary zwierząt głowne i patryjarchalne,</p>
<p>Ukryte w jądrze puszczy, światu niewidzialne,</p>
<p>Dzieci swe ślą dla osad za granicę lasu,</p>
<p>A sami we stolicy używają wczasu;</p>
<p>Nie giną nigdy bronią sieczną ani palną,</p>
<p>Lecz starzy umierają śmiercią naturalną.</p>
<p>Mają też i swój smętarz, kędy bliscy śmierci,</p>
<p>Ptaki składają pióra, czworonogi sierci.</p>
<p>Niedźwiedź, gdy zjadłszy zęby, strawy nie przeżuwa,</p>
<p>Jeleń zgrzybiały, gdy już ledwie nogi suwa,</p>
<p>Zając sędziwy, gdy mu już krew w żyłach krzepnie,</p>
<p>Kruk, gdy już posiwieje, sokoł, gdy oślepnie,</p>
<p>Orzeł, gdy mu dziób stary tak się w kabłąk skrzywi,</p>
<p>Że zamknięty na wieki już gardła nie żywi,</p>
<p>Idą na smętarz. Nawet mniejszy zwierz, raniony</p>
<p>Lub chory, bieży umrzeć w swe ojczyste strony.</p>
<p>Stąd to w miejscach dostępnych, kędy człowiek gości,</p>
<p>Nie znajdują się nigdy martwych zwierząt kości.</p>
<p> </p>
<p>Słychać, że tam w stolicy, między zwierzętami</p>
<p>Dobre są obyczaje, bo rządzą się sami;</p>
<p>Jeszcze cywilizacją ludzką nie popsuci,</p>
<p>Nie znają praw własności, która świat nasz kłóci,</p>
<p>Nie znają pojedynków ni wojennej sztuki.</p>
<p>Jak ojce żyły w raju, tak dziś żyją wnuki,</p>
<p>Dzikie i swojskie razem, w miłości i zgodzie,</p>
<p>Nigdy jeden drugiego nie kąsa ni bodzie.</p>
<p> </p>
<p>Nawet gdyby tam człowiek wpadł, chociaż niezbrojny,</p>
<p>Toby środkiem bestyi przechodził spokojny;</p>
<p>One by nań patrzyły tym wzrokiem zdziwienia,</p>
<p>Jakim w owym ostatnim, szóstym dniu stworzenia</p>
<p>Ojce ich pierwsze, co się w ogrójcu gnieździły,</p>
<p>Patrzyły na Adama, nim się z nim skłóciły.</p>
<p>Szczęściem, człowiek nie zbłądzi do tego ostępu,</p>
<p>Bo Trud i Trwoga, i Śmierć bronią mu przystępu.</p>
<p> </p>
<p>Czasem tylko w pogoni zaciekłe ogary,</p>
<p>Wpadłszy niebacznie między bagna, mchy i jary,</p>
<p>Wnętrznej ich okropności rażone widokiem,</p>
<p>Uciekają skowycząc, z obłąkanym wzrokiem;</p>
<p>I długo potem, ręką pana już głaskane,</p>
<p>Drżą jeszcze u nóg jego, strachem opętane.</p>
<p>Te puszcz stołeczne, ludziom nie znane tajniki</p>
<p>W języku swoim strzelcy zowią: m a t e c z n i k i.</p>
<p> </p>
<p>Głupi niedźwiedziu! gdybyś w mateczniku siedział,</p>
<p>Nigdy by się o tobie Wojski nie dowiedział;</p>
<p>Ale czyli pasieki zwabiła cię wonność,</p>
<p>Czy uczułeś do owsa dojrzałego skłonność,</p>
<p>Wyszedłeś na brzeg puszczy, gdzie się las przerzedził,</p>
<p>I tam zaraz leśniczy bytność twą wyśledził,</p>
<p>I zaraz obsaczniki, chytre nasłał szpiegi,</p>
<p>By poznać, gdzie popasasz i gdzie masz noclegi;</p>
<p>Teraz Wojski z obławą, już od matecznika</p>
<p>Postawiwszy szeregi, odwrót ci zamyka.</p>
<p> </p>
<p>Tadeusz się dowiedział, że niemało czasu</p>
<p>Już przeszło, jak ogary wpadły w otchłań lasu.</p>
<p> </p>
<p>Cicho - próżno myśliwi natężają ucha;</p>
<p>Próżno, jak najciekawszej mowy, każdy słucha</p>
<p>Milczenia, długo w miejscu nieruchomy czeka;</p>
<p>Tylko muzyka puszczy gra do nich z daleka.</p>
<p>Psy nurtują po puszczy jak pod morzem nurki,</p>
<p>A strzelcy obróciwszy do lasu dwórurki,</p>
<p>Patrzą Wojskiego: ukląkł, ziemię uchem pyta;</p>
<p>Jako w twarzy lekarza wzrok przyjacioł czyta</p>
<p>Wyrok życia lub zgonu miłej im osoby,</p>
<p>Tak strzelcy, ufni w sztuki Wojskiego sposoby,</p>
<p>Topili w nim spojrzenia nadziei i trwogi.</p>
<p>"Jest! jest!" - wyrzekł półgłosem, zerwał
się na nogi.</p>
<p>On słyszał! Oni jeszcze słuchali - nareszcie</p>
<p>Słyszą: jeden pies wrzasnął, potem dwa, dwadzieście,</p>
<p>Wszystkie razem ogary rozpierzchnioną zgrają</p>
<p>Doławiają się, wrzeszczą, wpadli na trop, grają,</p>
<p>Ujadają: już nie jest to powolne granie</p>
<p>Psów goniących zająca, lisa albo łanie,</p>
<p>Lecz wciąż wrzask krótki, częsty, ucinany, zjadły;</p>
<p>To nie na ślad daleki ogary napadły,</p>
<p>Na oko gonią - nagle ustał krzyk pogoni,</p>
<p>Doszli zwierza; wrzask znowu, skowyt; zwierz się broni</p>
<p>I zapewne kaleczy: śród ogarów grania</p>
<p>Słychać coraz to częściej jęk psiego konania.</p>
<p> </p>
<p>Strzelcy stali i każdy ze strzelbą gotową</p>
<p>Wygiął się jak łuk naprzód, z wciśnioną w las głową.</p>
<p>Nie mogą dłużej czekać! Już ze stanowiska</p>
<p>Jeden za drugim zmyka i w puszczę się wciska;</p>
<p>Chcą pierwsi spotkać zwierza; choć Wojski ostrzegał,</p>
<p>Choć Wojski stanowiska na koniu obiegał,</p>
<p>Krzycząc, że czy kto prostym chłopem, czy paniczem,</p>
<p>Jeżeli z miejsca zejdzie, dostanie w grzbiet smyczem,</p>
<p>Nie było rady! Wszyscy pomimo zakazu</p>
<p>W las pobiegli. Trzy strzelby huknęły od razu;</p>
<p>Potem wciąż kanonada, aż głośniej nad strzały</p>
<p>Ryknął niedźwiedź i echem napełnił las cały.</p>
<p>Ryk okropny! boleści, wściekłości, rozpaczy;</p>
<p>Za nim wrzask psów, krzyk strzelców, trąby dojeżdżaczy</p>
<p>Grzmiały ze środka puszczy; strzelcy - ci w las śpieszą,</p>
<p>Tamci kurki odwodzą, a wszyscy się cieszą,</p>
<p>Jeden Wojski w żałości, krzyczy, że chybiono.</p>
<p>Strzelcy i obławnicy poszli jedną stroną</p>
<p>Na przełaj zwierza, między ostępem i puszczą;</p>
<p>A niedźwiedź, odstraszony psów i ludzi tłuszczą,</p>
<p>Zwrócił się nazad w miejsca mniej pilnie strzeżone</p>
<p>Ku polom, skąd już zeszły strzelcy rozstawione,</p>
<p>Gdzie tylko pozostali z mnogich łowczych szyków</p>
<p>Wojski, Tadeusz, Hrabia, z kilką obławników.</p>
<p> </p>
<p>Tu las był rzadszy; słychać z głębi ryk, trzask
łomu,</p>
<p>Aż z gęstwy, jak z chmur, wypadł niedźwiedź na kształt gromu;</p>
<p>Wkoło psy gonią, straszą, rwą; on wstał na nogi</p>
<p>Tylne i spojrzał wkoło, rykiem strasząc wrogi,</p>
<p>I przedniemi łapami to drzewa korzenie,</p>
<p>To pniaki osmalone, to wrosłe kamienie</p>
<p>Rwał, waląc w psów i w ludzi; aż wyłamał drzewo,</p>
<p>Kręcąc nim jak maczugą na prawo, na lewo,</p>
<p>Runął wprost na ostatnich strażników obławy:</p>
<p>Hrabię i Tadeusza.</p>
<p>Oni bez obawy</p>
<p>Stoją w kroku, na źwierza wytknęli flint rury</p>
<p>Jako dwa konduktory w łono ciemnej chmury;</p>
<p>Aż oba jednym razem pociągnęli kurki</p>
<p>(Niedoświadczeni!), razem zagrzmiały dwórurki;</p>
<p>Chybili. Niedźwiedź skoczył, oni tuż utkwiony</p>
<p>Oszczep jeden chwycili czterema ramiony.</p>
<p>Wydzierali go sobie; spojrzą, aż tu z pyska</p>
<p>Wielkiego, czerwonego dwa rzędy kłów błyska</p>
<p>I łapa z pazurami już się na łby spuszcza;</p>
<p>Pobledli, w tył skoczyli, i gdzie rzadnie puszcza,</p>
<p>Zmykali; zwierz za nimi wspiął się, już pazury</p>
<p>Zahaczał, chybił, podbiegł, wspiął się znów do góry</p>
<p>I czarną łapą sięgał Hrabiego włos płowy.</p>
<p>Zdarłby mu czaszkę z mozgów jak kapelusz z głowy,</p>
<p>Gdy Asesor z Rejentem wyskoczyli z boków,</p>
<p>A Gerwazy biegł z przodu o jakie sto kroków,</p>
<p>Z nim Robak, choć bez strzelby - i trzej w jednej chwili</p>
<p>Jak gdyby na komendę razem wystrzelili.</p>
<p>Niedźwiedź wyskoczył w górę jak kot przed chartami</p>
<p>I głową na dół runął, i czterma łapami</p>
<p>Przewróciwszy się młyńcem, cielska krwawe brzemię</p>
<p>Waląc tuż pod Hrabiego, zbił go z nóg na ziemię.</p>
<p>Jeszcze ryczał, chciał jeszcze powstać, gdy nań wsiadły</p>
<p>Rozjuszona Strapczyna i Sprawnik zajadły.</p>
<p> </p>
<p>Natenczas Wojski chwycił na taśmie przypięty</p>
<p>Swój róg bawoli, długi, cętkowany, kręty</p>
<p>Jak wąż boa, oburącz do ust go przycisnął,</p>
<p>Wzdął policzki jak banię, w oczach krwią zabłysnął,</p>
<p>Zasunął wpół powieki, wciągnął w głąb pół brzucha</p>
<p>I do płuc wysłał z niego cały zapas ducha.</p>
<p>I zagrał: róg jak wicher niewstrzymanym dechem</p>
<p>Niesie w puszczę muzykę i podwaja echem.</p>
<p>Umilkli strzelce, stali szczwacze zadziwieni</p>
<p>Mocą, czystością, dziwną harmoniją pieni.</p>
<p>Starzec cały kunszt, którym niegdyś w lasach słynął,</p>
<p>Jeszcze raz przed uszami myśliwców rozwinął;</p>
<p>Napełnił wnet, ożywił knieje i dąbrowy,</p>
<p>Jakby psiarnię w nie wpuścił i rozpoczął łowy.</p>
<p>Bo w graniu była łowów historyja krótka:</p>
<p>Zrazu odzew dźwięczący, rześki - to pobudka;</p>
<p>Potem jęki po jękach skomlą - to psów granie;</p>
<p>A gdzieniegdzie ton twardszy jak grzmot - to strzelanie.</p>
<p> </p>
<p>Tu przerwał, lecz róg trzymał; wszystkim się
zdawało,</p>
<p>Że Wojski wciąż gra jeszcze, a to echo grało.</p>
<p> </p>
<p>Zadął znowu; myśliłbyś, że róg kształty
zmieniał</p>
<p>I że w ustach Wojskiego to grubiał, to cieniał,</p>
<p>Udając głosy zwierząt: to raz w wilczą szyję</p>
<p>Przeciągając się, długo, przeraźliwie wyje;</p>
<p>Znowu, jakby w niedźwiedzie rozwarłszy się garło,</p>
<p>Ryknął; potem beczenie żubra wiatr rozdarło.</p>
<p> </p>
<p>Tu przerwał, lecz róg trzymał; wszystkim się
zdawało,</p>
<p>Że Wojski wciąż gra jeszcze, a to echo grało.</p>
<p>Wysłuchawszy rogowej arcydzieło sztuki,</p>
<p>Powtarzały je dęby dębom, bukom buki.</p>
<p> </p>
<p>Dmie znowu: jakby w rogu były setne rogi,</p>
<p>Słychać zmieszane wrzaski szczwania, gniewu, trwogi,</p>
<p>Strzelców, psiarni i zwierząt; aż Wojski do góry</p>
<p>Podniósł róg, i tryumfu hymn uderzył w chmury.</p>
<p> </p>
<p>Tu przerwał, lecz róg trzymał; wszystkim się
zdawało,</p>
<p>Że Wojski wciąż gra jeszcze, a to echo grało.</p>
<p>Ile drzew, tyle rogów znalazło się w boru,</p>
<p>Jedne drugim pieśń niosą jak z choru do choru.</p>
<p>I szła muzyka coraz szersza, coraz dalsza,</p>
<p>Coraz cichsza i coraz czystsza, doskonalsza,</p>
<p>Aż znikła gdzieś daleko, gdzieś na niebios progu!</p>
<p> </p>
<p>Wojski obiedwie ręce odjąwszy od rogu</p>
<p>Rozkrzyżował; róg opadł, na pasie rzemiennym</p>
<p>Chwiał się. Wojski z obliczem nabrzmiałem, promiennem,</p>
<p>Z oczyma wzniesionemi, stał jakby natchniony,</p>
<p>Łowiąc uchem ostatnie znikające tony.</p>
<p>A tymczasem zagrzmiało tysiące oklasków,</p>
<p>Tysiące powinszowań i wiwatnych wrzasków.</p>
<p> </p>
<p>Uciszono się z wolna i oczy gawiedzi</p>
<p>Zwróciły się na wielki, świeży trup niedźwiedzi:</p>
<p>Leżał krwią opryskany, kulami przeszyty,</p>
<p>Piersiami w gęszczę trawy wplątany i wbity,</p>
<p>Rozprzestrzenił szeroko przednie krzyżem łapy,</p>
<p>Dyszał jeszcze, wylewał strumień krwi przez chrapy,</p>
<p>Otwierał jeszcze oczy, lecz głowy nie ruszy;</p>
<p>Pjawki Podkomorzego dzierżą go pod uszy,</p>
<p>Z lewej strony Strapczyna, a z prawej zawisał</p>
<p>Sprawnik i dusząc gardziel, krew czarną wysysał.</p>
<p> </p>
<p>Zaczem Wojski rozkazał kij żelazny włożyć</p>
<p>Psom między zęby i tak paszczęki roztworzyć.</p>
<p>Kolbami przewrócono na wznak zwierza zwłoki</p>
<p>I znów trzykrotny wiwat uderzył w obłoki.</p>
<p> </p>
<p>"A co? - krzyknął Asesor, kręcąc strzelby rurą
-</p>
<p>A co, fuzyjka moja? Górą nasi, górą!</p>
<p>A co, fuzyjka moja? Niewielka ptaszyna,</p>
<p>A jak się popisała? To jej nie nowina.</p>
<p>Nie puści ona na wiatr żadnego ładunku,</p>
<p>Od książęcia Sanguszki mam ją w podarunku".</p>
<p>Tu pokazywał strzelbę przedziwnej roboty</p>
<p>Choć maleńką, i zaczął wyliczać jej cnoty.</p>
<p> </p>
<p>"Ja biegłem - przerwał Rejent, otarłszy pot z
czoła -</p>
<p>Biegłem tuż za niedźwiedziem; a pan Wojski woła:</p>
<p><<Stój na miejscu!>> Jak tam stać? Niedźwiedź w pole
wali,</p>
<p>Rwąc z kopyta jak zając, coraz dal?j, dal?j,</p>
<p>Aż mi ducha nie stało, dobiec ni nadziei;</p>
<p>Aż spojrzę w prawo: sadzi, a tu rzadko w kniei...</p>
<p>Jak też wziąłem na oko; postójże, marucha!</p>
<p>Pomyśliłem, i basta: ot, leży bez ducha;</p>
<p>Tęga strzelba, prawdziwa to Sagalasówka,</p>
<p>Napis: <<Sagalas London ? Bałabanówka>>.</p>
<p>(Sławny tam mieszkał ślusarz Polak, który robił</p>
<p>Polskie strzelby, ale je po angielsku zdobił)".</p>
<p> </p>
<p>"Jak to - parsknął Asesor - do kroćset
niedźwiedzi!</p>
<p>To to niby Pan zabił? co też to Pan bredzi?"</p>
<p>"Słuchaj no - odparł Rejent - tu, Panie, nie śledztwo,</p>
<p>Tu obława; tu wszystkich weźmiem na świadectwo".</p>
<p> </p>
<p>Więc kłótnia między zgrają wszczęła się
zawzięta,</p>
<p>Ci stronę Asesora, ci brali Rejenta;</p>
<p>O Gerwazym nie wspomniał nikt, bo wszyscy biegli</p>
<p>Z boków i, co się z przodu działo, nie postrzegli.</p>
<p>Wojski głos zabrał: "Teraz jest przynajmniej za co,</p>
<p>Bo to, Panowie, nie jest ow szarak ladaco,</p>
<p>To niedźwiedź, tu już nie żal poszukać odwetu,</p>
<p>Czy szarpentyną, czyli nawet z pistoletu;</p>
<p>Spór wasz trudno pogodzić, więc dawnym zwyczajem</p>
<p>Na pojedynek nasze pozwolenie dajem.</p>
<p> </p>
<p>Pamiętam, za mych czasów żyło dwóch sąsiadów,</p>
<p>Oba ludzie uczciwi, szlachta z prapradziadów,</p>
<p>Mieszkali po dwóch stronach nad rzeką Wilejką,</p>
<p>Jeden zwał się Domejko, a drugi Dowejko,</p>
<p>Do niedźwiedzicy oba razem wystrzelili:</p>
<p>Kto zabił, trudno dociec; strasznie się kłócili</p>
<p>I przysięgli strzelać się przez niedźwiedzią skórę:</p>
<p>To mi to po szlachecku, prawie rura w rurę.</p>
<p>Pojedynek ten wiele narobił hałasu;</p>
<p>Pieśni o nim śpiewano za owego czasu.</p>
<p>Ja byłem sekundantem; jak się wszystko działo,</p>
<p>Opowiem od początku historyję całą".</p>
<p> </p>
<p>Nim Wojski zaczął mówić, Gerwazy spór zgodził;</p>
<p>On niedźwiedzia z uwagą dokoła obchodził,</p>
<p>Nareszcie dobył tasak, rozciął pysk na dwoje</p>
<p>I w tylcu głowy, mózgu rozkroiwszy słoje,</p>
<p>Znalazł kulę, wydobył, suknią ochędożył,</p>
<p>Przymierzył do ładunku, do flinty przyłożył;</p>
<p>A potem, dłoń podnosząc i kulę na dłoni:</p>
<p>"Panowie - rzekł - ta kula nie jest z waszej broni,</p>
<p>Ona z tej Horeszkowskiej wyszła jednorurki</p>
<p>(Tu podniósł flintę starą, obwiązaną w sznurki),</p>
<p>Lecz nie ja wystrzeliłem. O, trzeba tam było</p>
<p>Odwagi; straszno wspomnieć, w oczach mi się ćmiło!</p>
<p>Bo prosto biegli ku mnie oba paniczowie,</p>
<p>A niedźwiedź z tyłu już - już na Hrabiego głowie,</p>
<p>Ostatniego z Horeszków! chociaż po kądzieli.</p>
<p><<Jezus Maria!>> krzyknąłem; i Pańscy anieli</p>
<p>Zesłali mi na pomoc księdza Bernardyna.</p>
<p>On nas wszystkich zawstydził; oj, dzielny księżyna!</p>
<p>Gdym drżał, gdym się do cyngla dotknąć nie ośmielił,</p>
<p>On mi z rąk flintę wyrwał, wycelił, wystrzelił:</p>
<p>Między dwie głowy strzelić! Sto kroków! Nie chybić!</p>
<p>I w sam środek paszczęki! Tak mu zęby wybić!</p>
<p>Panowie! Długo żyję, jednego widziałem</p>
<p>Człowieka, co mógł takim popisać się strzałem.</p>
<p>Ów głośny niegdyś u nas z tylu pojedynków,</p>
<p>Ów, co korki kobietom wystrzelał z patynków,</p>
<p>Ów łotr nad łotry, sławny w czasy wiekopomne,</p>
<p>Ów Jacek, vulgo Wąsal; nazwiska nie wspomnę.</p>
<p>Ale mu nie czas teraz dojeżdżać niedźwiedzi:</p>
<p>Pewnie po same wąsy hultaj w piekle siedzi.</p>
<p>Chwała Księdzu! Dwom ludziom on życie ocalił,</p>
<p>Może i trzem; Gerwazy nie będzie się chwalił,</p>
<p>Ale gdyby ostatnie z krwi Horeszków dziecię</p>
<p>Wpadło w bestyi paszczę, nie byłbym na świecie,</p>
<p>I moje by tam stare pogryzł niedźwiedź kości;</p>
<p>Pójdź, Księże, wypijemy zdrowie Jegomości".</p>
<p> </p>
<p>Próżno szukano Księdza; wiedzą tylko tyle,</p>
<p>Że po zabiciu źwierza zjawił się na chwilę,</p>
<p>Podskoczył ku Hrabiemu i Tadeuszowi,</p>
<p>A widząc, że obadwa cali są i zdrowi,</p>
<p>Podniósł ku niebu oczy, cicho pacierz zmówił</p>
<p>I pobiegł w pole szybko, jakby go kto łowił.</p>
<p> </p>
<p>Tymczasem na Wojskiego rozkaz pęki wrzosu,</p>
<p>Suche chrosty i pniaki rzucono do stosu;</p>
<p>Bucha ogień, wyrasta szara sosna dymu</p>
<p>I rozszerza się w górze na kształt baldakimu.</p>
<p>Nad płomieniem oszczepy złożono w koziołki,</p>
<p>Na grotach zawieszono brzuchate kociołki;</p>
<p>Z wozów niosą jarzyny, mąki i pieczyste,</p>
<p>I chleb. </p>
<p>Sędzia otworzył puzderko zamczyste,</p>
<p>W którym rzędami flaszek białe sterczą głowy;</p>
<p>Wybiera z nich największy kufel kryształowy</p>
<p>(Dostał go Sędzia w darze od księdza Robaka):</p>
<p>Wódka to gdańska, napój miły dla Polaka.</p>
<p>"Niech żyje - krzyknął Sędzia, w górę wznosząc flaszę -</p>
<p>Miasto Gdańsk! niegdyś nasze, będzie znowu nasze!"</p>
<p>I lał srebrzysty likwor w kolej, aż na końcu</p>
<p>Zaczęło złoto kapać i błyskać na słońcu.</p>
<p> </p>
<p>W kociołkach bigos grzano; w słowach wydać trudno</p>
<p>Bigosu smak przedziwny, kolor i woń cudną;</p>
<p>Słów tylko brzęk usłyszy i rymów porządek,</p>
<p>Ale treści ich miejski nie pojmie żołądek.</p>
<p>Aby cenić litewskie pieśni i potrawy,</p>
<p>Trzeba mieć zdrowie, na wsi żyć, wracać z obławy.</p>
<p> </p>
<p>Przecież i bez tych przypraw potrawą nie lada</p>
<p>Jest bigos, bo się z jarzyn dobrych sztucznie składa.</p>
<p>Bierze się doń siekana, kwaszona kapusta,</p>
<p>Która, wedle przysłowia, sama idzie w usta;</p>
<p>Zamknięta w kotle, łonem wilgotnem okrywa</p>
<p>Wyszukanego cząstki najlepsze mięsiwa;</p>
<p>I praży się, aż ogień wszystkie z niej wyciśnie</p>
<p>Soki żywne, aż z brzegów naczynia war pryśnie</p>
<p>I powietrze dokoła zionie aromatem.</p>
<p> </p>
<p>Bigos już gotów. Strzelcy z trzykrotnym wiwatem,</p>
<p>Zbrojni łyżkami, biegą i bodą naczynie,</p>
<p>Miedź grzmi, dym bucha, bigos jak kamfora ginie,</p>
<p>Zniknął, uleciał; tylko w czeluściach saganów</p>
<p>Wre para jak w kraterze zagasłych wulkanów.</p>
<p> </p>
<p>Kiedy się już do woli napili, najedli,</p>
<p>Zwierza na wóz włożyli, sami na koń siedli,</p>
<p>Radzi wszyscy, rozmowni, oprócz Asesora</p>
<p>I Rejenta; ci byli gniewliwsi niż wczora,</p>
<p>Kłócąc się o zalety, ten swej Sanguszkówki,</p>
<p>A ten - bałabanowskiej swej Sagalasówki.</p>
<p>Hrabia też i Tadeusz jadą nieweseli,</p>
<p>Wstydząc się, że chybili i że się cofnęli:</p>
<p>Bo na Litwie - kto zwierza wypuści z obławy,</p>
<p>Długo musi pracować, nim poprawi sławy.</p>
<p> </p>
<p>Hrabia mówił, że pierwszy do oszczepu godził</p>
<p>I że spotkaniu z zwierzem Tadeusz przeszkodził;</p>
<p>Tadeusz utrzymywał, że będąc silniejszy</p>
<p>I do robienia ciężkim oszczepem zręczniejszy,</p>
<p>Chciał wyręczyć Hrabiego: tak sobie niekiedy</p>
<p>Przymawiali śród gwaru i wrzasku czeredy.</p>
<p> </p>
<p>Wojski jechał pośrodku; staruszek szanowny</p>
<p>Wesoły był nadzwyczaj i bardzo rozmowny;</p>
<p>Chcąc kłótników zabawić i do zgody dowieść,</p>
<p>Kończył im o Dowejce i Domejce powieść:</p>
<p> </p>
<p>"Asesorze, jeżeli chciałem, byś z Rejentem</p>
<p>Pojedynkował, nie myśl, że jestem zawziętym</p>
<p>Na krew ludzką; broń Boże! chciałem was zabawić,</p>
<p>Chciałem wam komedyję niby to wyprawić,</p>
<p>Wznowić koncept, który ja lat temu czterdzieście</p>
<p>Wymyśliłem - przedziwny! - Wy młodzi jesteście,</p>
<p>Nie pamiętacie o nim, lecz za moich czasów</p>
<p>Głośny był od tej puszczy do poleskich lasów.</p>
<p> </p>
<p>"Domejki i Dowejki wszystkie sprzeciwieństwa</p>
<p>Pochodziły, rzecz dziwna, z nazwisk podobieństwa</p>
<p>Bardzo niewygodnego. Bo gdy w czas sejmików</p>
<p>Przyjaciele Dowejki skarbili stronników,</p>
<p>Szepnął ktoś do szlachcica: <<Daj kreskę
Dowejce!>>,</p>
<p>A ten nie dosłyszawszy dał kreskę Domejce.</p>
<p>Gdy na uczcie wniósł zdrowie marszałek Rupejko:</p>
<p><<Wiwat Dowejko!>> - drudzy krzyknęli:
<<Domejko!>></p>
<p>A kto siedział w pośrodku, nie trafił do ładu,</p>
<p>Zwłaszcza przy niewyraźnej mowie w czas obiadu.</p>
<p> </p>
<p>Gorzej było; raz w Wilnie jakiś szlachcic pjany</p>
<p>Bił się w szable z Domejką i dostał dwie rany;</p>